W ustawie Prawo zamówień publicznych trzeba dopisać rozdział pod tytułem „Kryzys” – uważa Marek Kowalski, przewodniczący Federacji Przedsiębiorców Polskich. Obecne przepisy nie sprawdziły się bowiem w trudnym okresie naznaczonym skutkami wojny w Ukrainie.
– Ustawa o zamówieniach publicznych nie wytrzymała próby czasu związanej z sytuacją kryzysową – mówił Marek Kowalski, podczas konferencji poświęconej sytuacji w branży budowlanej zorganizowanej przez Polski Związek Pracodawców Budownictwa. Ta próba dotyczyła między innymi waloryzacji kontraktów. Choć obowiązująca obecnie ustawa przewiduje indeksację cen, jednak w praktyce te przepisy nie działają tak, jak powinny.
Obecne regulacje wskazują, że zamawiający, który podpisuje umowę na roboty budowlane lub usługi na okres dłuższy niż pół roku ma obowiązek zawrzeć w niej postanowienia dotyczące zmiany wysokości wynagrodzenia na wypadek wyjątkowych okoliczności, które wpłyną na zmianę ceny materiałów lub innych kosztów związanych z realizacją zlecanych prac.
Zamawiający ma też obowiązek określić jaki poziom zmian cen uprawnia do aktualizacji kwoty na umowie i w jaki sposób będzie ona zmieniana. Może także wskazać maksymalną wartość o jaką wynagrodzenie będzie waloryzowane.
W praktyce oznacza to, że ilu zamawiających, tyle potencjalnie możliwych rozwiązań. Niestety, nie zawsze dobrych. W sposób jednolity – w stosunku do wykonawców robót - uregulowali tę kwestię najwięksi zamawiający – GDDKiA i PKP PLK. W skrócie: wykonawcy mają szansę na maksymalnie 10-proc. waloryzację przy podziale ryzyka pół na pół między inwestora i wykonawcę. Jednak już zamawiający samorządowi stosują tu bardzo różne zasady.
Nie zawsze dobre praktyki
- W samorządach waloryzacja jest na bardzo ograniczoną skalę, a jak się pojawia, to na przykład zaczyna działać dopiero jak ceny wzrosną o 20 procent – podaje przykład Dariusz Blocher, prezes firmy Unibep. W teorii więc waloryzacja jest, ale w praktyce ona nie istnieje.
Z kolei firmy z branży projektowej i inżynierskiej w ogóle do tej pory nie doczekały się waloryzacji zawartych umów, nawet tych z największymi zlecającymi. – Jeżeli niektóre firmy realizują dwa, trzy czy pięć kontraktów u jednego zamawiającego i na wszystkich tych kontraktach brakuje im waloryzacji, a nie byli w stanie się do tego przygotować, to niestety widmo upadłości jest realne – mówił podczas konferencji PZPB Marek Rytlewski, prezes Transprojektu Gdańskiego, reprezentujący Związek Ogólnopolski Projektantów i Inżynierów podczas konferencji zatytułowanej „Szanse i zagrożenia dla polskiego budownictwa – czy grozi nam zapaść w branży budowlanej i widmo upadłości firm?”. Jak powiedział przedstawiciel branży inżynierskiej, nie ma żadnego powodu, żeby środowisko projektantów było traktowane przez głównych zamawiających inaczej niż wykonawcy.
– Wykonawcy od kilku miesięcy mają aneksy, co prawda niezadowalające, bo tylko dziesięcioprocentowe (wykonawcy podkreślają, że obecnie ten limit jest niewystarczający – dop. red.), natomiast my projektanci i inżynierowie nie mamy żadnych waloryzacji, pracujemy na tych samych kontraktach, w terminach czasem dłuższych, bo nasze umowy na projektowanie i nadzór to przeciętnie trzy, cztery, a czasami nawet 5 lat – mówił Marek Rytlewski.
To właśnie takie sytuacje prowadzą do wniosku, że przepisy się nie sprawdziły. - Uważam, że do ustawy Prawo zamówień publicznych powinien zostać dopisany rozdział pod tytułem „Kryzys” – stwierdza Marek Kowalski, który pełni także funkcję przewodniczącego Rady zamówień publicznych, odnosząc się krytycznie do waloryzacji z niedostatecznym limitem czy, co gorsza, uzależnionej od wzrostu cen ponad wskazana przez zamawiającego wartość, np. 20 proc.
Jak najprościej zmienić
- Żeby nie tworzyć nowych zapisów i nie mieszać w tej ustawie, która jest „na czas pokoju”, czyli bez kryzysu, powinien zostać dopisany dział kryzysowy, który by uwzględnił między innymi sposób waloryzacji w sytuacji np. zagrożeń wynikających z braków rąk do pracy itd. Ten katalog mógłby być długi – stwierdził.
Dodatkowo, przy okazji przeglądu Pzp, zdaniem Marka Kowalskiego należałoby wprowadzić dwie zmiany. Pierwsza to 6-letnia kadencja prezesa UZP wybieranego i podlegającego Sejmowi. - On musi mieć większą swobodę przy podejmowaniu decyzji takich, które będą służyły rozwojowi rynku zamówień publicznych i będą zabezpieczały interesy dwóch stron, a nie jednej, rządowej - powiedział.
Druga zmiana powinna dotyczyć Rady zamówień publicznych, której status powinien być zbliżony do tego jaki ma Rada Dialogu Społecznego. - Nawet jeżeli Rada wydaje opinię, która jest nie po drodze rządzącym, to ona powinna być udostępniona posłom, którzy będą podnosili rękę za taką czy inną ustawą – powiedział przewodniczący Rady zamówień publicznych. Jak dodał, chodzi o to, żeby posłowie wiedzieli jakie jest zdanie grona wybitnych specjalistów od zamówień publicznych. Dziś opinia Rady, zwłaszcza gdy jest krytyczna, zwykle nie trafia do tych, którzy uchwalają przepisy.
Podanie adresu e-mail oraz wciśnięcie ‘OK’ jest równoznaczne z wyrażeniem
zgody na:
przesyłanie przez Zespół Doradców Gospodarczych TOR sp. z o. o. z siedzibą w
Warszawie, adres: Sielecka 35, 00-738 Warszawa na podany adres e-mail newsletterów
zawierających informacje branżowe, marketingowe oraz handlowe.
przesyłanie przez Zespół Doradców Gospodarczych TOR sp. z o. o. z siedzibą w
Warszawie, adres: Sielecka 35, 00-738 Warszawa (dalej: TOR), na podany adres e-mail informacji
handlowych pochodzących od innych niż TOR podmiotów.
Podanie adresu email oraz wyrażenie zgody jest całkowicie dobrowolne. Podającemu przysługuje prawo do wglądu
w swoje dane osobowe przetwarzane przez Zespół Doradców Gospodarczych TOR sp. z o. o. z
siedzibą w Warszawie, adres: Sielecka 35, 00-738 Warszawa oraz ich poprawiania.