Oddala się perspektywa budowy drugiego stopnia wodnego na Dolnej Wiśle, który miał powstać w wybranej wiele lat temu lokalizacji Siarzewo. Decyzję środowiskową dla inwestycji uchylił Generalny Dyrektor Ochrony Środowiska. Choć jej znaczenie dla bezpieczeństwa energetycznego byłoby raczej pomijalne, miała ona uchronić istniejącą zaporę we Włocławku przed katastrofą.
Choć potencjał hydroenergetyczny Polski pozostaje w ogromnej mierze niewykorzystany, trudno określić go mianem dużego. Największa jego część przypada na Dolną Wisłę. Pierwsze koncepcje jej kaskadyzacji pojawiły się jeszcze na początku minionego stulecia. W latach 60. podjęto decyzję o budowie zespołu 8 stopni wodnych, spośród których ostatecznie powstał zaledwie jeden – we Włocławku. Od momentu oddania do użytku w 1970 roku do dziś jest to największa przepływowa elektrownia wodna w Polsce. Budowę pozostałych tam zastopował kryzys ekonomiczny.
Od tego czasu w debacie publicznej temat kaskadyzacji Dolnej Wisły pojawiał się jeszcze wiele razy. Liczne badania wykazały bowiem, że włocławska tama może grozić zawaleniem w przypadku dalszej eksploatacji i zaniechaniu budowy kolejnych stopni wodnych w dół rzeki. Zawalenie zapory we Włocławku miałoby grozić katastrofą ekologiczną ogromnych rozmiarów z racji nagromadzenia w jej rejonie ok. 40 mln m3 zanieczyszczeń, w tym przemysłowych. Już w 2009 roku Krajowy Zarząd Gospodarki Wodnej i Energa podpisały list intencyjny w sprawie budowy stopnia wodnego w rejonie Nieszawy. Koszt inwestycji szacowano wówczas na ok. 2,5 mld zł. W 2012 roku podjęta została decyzja dotycząca umiejscowienia kolejnego stopnia wodnego na Dolnej Wiśle w lokalizacji Siarzewo pomiędzy Nieszawą a Ciechocinkiem.
Projekt ten od początku miał pokaźne grono przeciwników, którzy uważali, że jego realizacja uniemożliwi zachowanie szczególnego charakteru Wisły, będącej jedną z ostatnich półdzikich rzek w Europie, a także spowoduje wyginięcie w dorzeczu Wisły populacji kilku gatunków ryb. Sceptycy wskazywali także na ogromne – i wciąż rosnące – koszty realizacji zadania, szacowane ostatnio na ponad 7,5 mld zł. Trzeba zarazem podkreślić, że nigdy nie zapadło wiążące rozstrzygnięcie w tej sprawie, a historia przygotowań do realizacji inwestycji liczy już łącznie kilkanaście lat. Za budową stopnia wodnego w Siarzewie przemawiać miało szereg argumentów, związanych z ochroną przeciwpowodziową, przeciwdziałaniem suszy, rozwojem żeglugi śródlądowej, czy zeroemisyjną produkcją energii elektrycznej.
Odmowną decyzję dla inwestycji wydał już Regionalny Dyrektor Ochrony Środowiska w 2017 roku. Dzień po tym stracił stanowisko, a jego następca wydał decyzję pozytywną, od której jednak szereg podmiotów złożyło odwołania do Generalnego Dyrektora Ochrony Środowiska. Sprawa trafiła następnie do rozpatrzenia przez resort środowiska, które prowadziło postępowanie dość długo, by ostatecznie unieważnić wydaną decyzję środowiskową i skierować wniosek do ponownego rozpatrzenia przez Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska.
Następnie Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie zaskarżyło decyzję ministra do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, który ją uchylił. Sprawa trafiła następnie do Generalnego Dyrektora Ochrony Środowiska, który w grudniu 2024 odmówił wydania decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach dla inwestycji. Warto dodać, że przyjęcie pod koniec rządów Prawa i Sprawiedliwości programu zagospodarowania Dolnej Wisły do 2032 roku, w ramach którego miała zostać zrealizowana rzeczona inwestycja, nie zostało poprzedzone przeprowadzeniem strategicznej oceny oddziaływania na środowisko. Trudno zatem nie ulec wrażeniu, że
zapowiedzi, o których pisaliśmy wówczas na łamach “Rynku Infrastruktury”, miały w istocie charakter narracji wyborczej.