Ministerstwo Funduszy i Polityki Regionalnej 28 października poinformowało Komisję Europejską, że akceptuje ustalenia operacyjne do wartego 34,6 mld euro polskiego Krajowego Planu Odbudowy - podaje dzisiejsza Gazeta Wyborcza. Nie musi to jednak oznaczać, że Polska faktycznie otrzyma fundusze. „Wystąpią o pieniądze, wiedząc, że nie mogą ich dostać” – mówi komentator GW.
To gra o wielkiej wadze zwłaszcza z punktu widzenia inwestycji infrastrukturalnych. Los unijnych miliardów złotych na drogi czy kolej zależy od spełnienia zasad związanych z praworządnością. Czy nastąpił przełom?
Jak podała dzisiejsza Gazeta Wyborcza, 28 października Ministerstwo Funduszy i Polityki Regionalnej poinformowało Komisję Europejską, że akceptuje ustalenia operacyjne do wartego 34,6 mld euro polskiego Krajowego Planu Odbudowy. Chodzi o opracowanie zawierające tzw. mierniki, czyli dokumenty które będą potwierdzały, że Polska faktycznie wypełnia warunki, do których się zobowiązała. Chodzi przede wszystkim o kwestie związane z Izbą Dyscyplinarną i zawieszonymi przez nią sędziami.
Według informacji uzyskanych przez GW pierwszy raport a być przedstawiony do marca 2023 r., a kolejne w pół-rocznych odstępach.
Akceptacja warunków powinna oznaczać, że rząd zgodził się na kontrolę praworządności w Polsce i wycofał się z kontrowersyjnej reformy sądownictwa. Kwestią sporną jest jednak m.in. Izba Dyscyplinarna, która wprawdzie została zlikwidowana, ale powołane w jej miejsce nowe ciało – Izba Odpowiedzialności Zawodowej – nadal nie spełnia unijnych kamieni milowych.
Jak podaje GW, rząd może być świadomy, że dotychczasowe działania są niewystarczające. Scenariusz może być taki, że po podpisaniu usta-leń z UE zostanie złożony wniosek o płatność, środki jednak nie zostaną wypłacone. To da rządzącym mandat do „nagonki” na „złą Unię Europejską” – wynika z tekstu Gazety Wyborczej.