Ministerstwo rozwoju i technologii opracowało projekt ustawy o certyfikacji wykonawców. Wydaje się jednak, że nie jest to taka certyfikacja, o jakiej branża dyskutowała przed kilkoma laty. Certyfikat ma przede wszystkim zmniejszyć ilość pracy w procedurze wyboru wykonawcy zamówienia publicznego, nie będzie jednak „świadectwem jakości” wystawianym przedsiębiorcy. Tym bardziej nie będzie chronił rynku przed podmiotami nierzetelnymi.
Projekt ustawy, który jest obecnie na etapie konsultacji wprowadza procedurę uzyskiwania certyfikatu, którym wykonawcy będą mogli posługiwać się zabiegając o zamówienie publiczne. Projekt przewiduje dwa rodzaje certyfikatu, o które wykonawcy mogliby się ubiegać na zasadzie dobrowolności. Jeden potwierdzałby, że wykonawca nie podlega przesłankom wykluczenia z udziału w przetargu, drugi zaświadczałby o posiadaniu zdolności do należytego wykonania zamówienia (chodzi np. o doświadczenie, sytuację ekonomiczną lub finansową oraz zdolności techniczne lub zawodowe).
Tak rozumiana certyfikacja miałaby zastąpić konieczność składania przez wykonawców licznych dokumentów oddzielnie na potrzeby każdego postępowania, tym samym ograniczyć biurokrację oraz skrócić czas potrzebny na przygotowanie oferty.
Kierunek słuszny
– Zaproponowane rozwiązanie ustawowe to dobry kierunek. Daje ono szansę na zmniejszenie nakładu pracy po stronie wykonawców i zamawiających – ocenia Adrian Furgalski, prezes Zespołu Doradców Gospodarczych TOR oraz szef Railway Business Forum. Dodaje jednak: – To właściwie jedyny zysk z proponowanych regulacji. Ustawa nie precyzuje tak naprawdę co właściwie certyfikacja miałaby przynieść pozytywnego rynkowi, a jak wynika z wieloletnich rozmów w tym temacie powstało wyob
rażenie, iż będzie ona służyć wyeliminowaniu podmiotów nierzetelnych narażających proces inwestycyjny na perturbacje – stwierdza Adrian Furgalski.
Zastrzega jednak, że brak przekonania co do pozytywnych aspektów projektu może wynikać z braku na etapie konsultacji aktów wykonawczych, które w jego ocenie mogą być co najmniej równie ważne jak sama ustawa.
Brak przepisów wykonawczych
to jedna z istotnych uwag, które w odniesieniu do regulacji zgłosiło Railway Business Forum. Będą one dotyczyły bowiem kluczowych kwestii. Projekt określa na przykład, że wykonawca ma samodzielnie wskazywać poziom przychodów, posiadanych środków finansowych itd., który chce potwierdzić w certyfikacie jako dowód zdolności finansowej lub ekonomicznej. Podobnie w przypadku potwierdzania zdolności technicznej lub zawodowej we wniosku o certyfikację wykonawca będzie wskazywał jaki poziom zdolności do należytego wykonania zamówienia, który ma zostać objęty weryfikacją. Tyle, że poziomy zdolności dotyczące posiadania przez wykonawcę określonego doświadczenia, wykształcenia, kwalifikacji zawodowych czy potencjału technicznego mają zostać określone w rozporządzeniu. Również w rozporządzeniu ma nastąpić skategoryzowanie zamówień publicznych i przypisanie im poziomów zdolności.
- To kwestie na tyle istotne dla rynku i podstawowe dla funkcjonowania certyfikacji, że brak treści przepisów wykonawczych uważamy za złamanie zasad techniki prawodawczej i błąd skutkujący niemożnością kompleksowej oceny skutków regulacji – stwierdza w opinii do ustawy Railway Business Forum.
- Brak tego aktu wywołuje wśród naszych firm członkowskich i niezadowolenie, i obawy co do rzeczywistego wpływu regulacji na funkcjonowanie rynku tak, aby w porównaniu do stanu obecnego nie została ograniczona rzetelnym przedsiębiorcom możliwość udziału w części postepowań przetargowych poprzez zbyt wysokie i nieadekwatne do potrzeb postępowania wymagania – mówi Adrian Furgalski, szef FBF.
Udostępniane zasoby
Projektowane przepisy przewidują także, że na potrzeby potwierdzenia posiadania zdolności do wykonania zamówienia wykonawca będzie mógł polegać na zasobach innych podmiotów. W tym celu będzie musiał przedstawić zobowiązanie podmiotu trzeciego do udostepnienia tychże w okresie ważności certyfikatu.
- W sytuacji gdy certyfikat wydawany będzie na okres trzech lat, istnieje obawa, że potencjał podmiotu trzeciego wykorzystany na potrzeby potwierdzenia spełniania warunków udziału będzie udostępniony tylko pozornie. Przez okres trzech lat mogą zajść okoliczności, które uniemożliwią podmiotowi certyfikowanemu korzystanie z potencjału podmiotu trzeciego – zauważa szef RBF, Adrian Furgalski. – Taka sytuacja wypacza sens certyfikatu – mówi dodając, że z sytuacją pozornego udostępniania potencjału mamy do czynienia już w obecnym stanie prawnym.
Projekt przewiduje także możliwość wnioskowania o wspólny certyfikat przez kilka podmiotów, które następnie wspólnie będą się ubiegały o zamówienie publiczne.
Potrzebna czujność
Certyfikaty mają być wydawane przez podmioty zatwierdzone przez Polskie Centrum Akredytacji, przy czym certyfikat niepodlegania wykluczeniu ma wydawać tylko jeden podmiot należący do sektora finansów publicznych. W przypadku certyfikatu potwierdzania zdolności wykonawcy takich instytucji może być wiele.
Adrian Furgalski zwraca uwagę na konieczność zadbania o mechanizmy, które będą staranni weryfikowały firmy certyfikujące. Może się bowiem zdarzyć, że pojawi się wśród nich podmiot, który „stwierdzi wszystko czego zażyczy sobie klient”. – Taki certyfikat będzie potem chodził po rynku tak jak w przypadku tanich bander statków. Są kraje wydające zaświadczenie o sprawności bez oglądania statku i załogi – mówi obrazowo prezes RBF. Chodzi o to, żeby (konieczna) niezależność jednostek certyfikujących, przy braku odpowiedzialności odszkodowawczej za nienależyte wykonanie umowy przez wykonawcę posługującego się certyfikatem, nie prowadziła do swoistej bezkarności.
Firma certyfikująca będzie wprawdzie zobowiązana do okresowego sprawdzania czy raz zweryfikowany podmiot nadal spełnia warunki, jednak, zdaniem prezesa RBF, potrzebna tu jest duża uwaga.
Certyfikacja będzie wymagała zmian m.in. w Prawie zamówień publicznych, gdzie będzie zobowiązanie dla zamawiających, żeby przy określaniu warunków udziału w postępowaniu odnosili się do poziomów zdolności zdefiniowanych na potrzeby certyfikacji. W planach jest także stworzenie bazy firm certyfikowanych.
Przepisy miałyby wejść w życie od 1 stycznia 2025 r. Przy czym podmioty certyfikujące działałyby już pół roku wcześniej, żeby z początkiem kolejnego roku wykonawcy posługiwali się już nowym „świadectwem”.
Pomysł sprzed kilku lat
Dyskusje o certyfikacji w branży budowlanej trwały od lat. Szerzej z pomysłem jako pierwszy, po dyskusjach z branżą, wyszedł największy publiczny inwestor – GDDKiA. Pomysł z 2020 r. dotyczył z jednej strony usprawnienia procedur i odciążenia urzędów i wykonawców od gromadzenia licznych zaświadczeń, z drugiej miał być swoistym promowaniem rzetelnych firm, przy czym ocena rzetelności miała być powierzona niezależnej instytucji.
Publiczny inwestor, który doświadczył wielu problemów z powodu firm niekończących budów, wyszedł z założenia, że warto docenić fakt, że wykonawca pracuje rzetelnie, zgodnie z harmonogramem i uczciwie rozlicza się z podwykonawcami. Tamten pomysł certyfikacji, poddany pod rozwagę z myślą o przełożeniu go na przepisy, uwzględniał również możliwość eliminowania podmiotów nierzetelnych poprzez wpisanie ich na „czarna listę” z ograniczeniem do udziału w przetargach publicznych przez okres proporcjonalny do przewinienia. Za „certyfikat rzetelności” wykonawca mógłby z kolei uzyskać dodatkowe punkty w ramach kryteriów pozacenowych.
- Certyfikacja, która dziś jest w formie projektu, usprawni pracę administracyjną i ten kierunek jest dobry, ale jest on bardzo techniczny – zauważa Dariusz Blocher, prezes firmy Unibep. Tymczasem branża wykonawcza apeluje o „realną” certyfikację. – W uproszczeniu mówiąc: wybieramy taki podmiot, który jest w stanie zrealizować dane zadanie pod względem zdolności kapitałowych, ludzkich, sprzętowych, doświadczenia, płacenia podatków, czy standardów bhp – wskazuje Dariusz Blocher. Obecny projekt nie odpowiada na oczekiwania, które wiążą się z ograniczeniem udziału w rynku firm-teczek lub firm spoza obszaru UE, z krajów, w których na zasadzie wzajemności nie mogą pracować przedsiębiorcy z Polski.
- Certyfikacja to nie jest wprowadzenie tylnymi drzwiami koncesjonowania wykonywania działalności w obszarze budownictwa. To jest uproszczenie procesów ubiegania się o zamówienie publiczne – mówił podczas konferencji „Szanse i zagrożenia dla polskiego budownictwa – czy grozi nam zapaść w branży budowlanej i widmo upadłości firm?” zorganizowanej przez Polski Związek Pracodawców Budownictwa Tomasz Darowski, z Kancelarii Domański, Zakrzewski, Palinka. Podkreślił jednak to na, co w swoim stanowisku podkreślają także członkowie Railway Business Forum: - Pamiętajmy że w projekcie ustawy jest delegacja do wydania kilku rozporządzeń, wśród nich to, które będzie określało poziomy zdolności do ubiegania się o określonego rodzaju zamówienia. Te rozporządzenia będą miały bardzo ważną rolę – stwierdził podkreślając, że w przepisach, których jeszcze nie znamy, będzie tkwiła istota regulacji.
Uwagi Railway Business Forum zgłoszone do projektu ustawy o certyfikacji wykonawców