fot. Jacek Halicki, CC BY-SA 4.0, https://commons.wikimedia.org
Powódź, która nawiedziła we wrześniu Polskę i dużą część środkowej Europy, przyniosła ogromne straty. Wielu mieszkańców nie tylko utraciło dorobki swojego życia, ale ogromne zniszczenia spotkała duża część infrastruktury. Podczas XVII Europejskiego Kongresu Gospodarczego rozmawiano, jak uniknąć powtórki z tych traumatycznych wydarzeń w następnych latach.
Podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego jeden z paneli poświęconych był infrastrukturze po powodzi, która nawiedziła Polskę we wrześniu 2024 roku. Jak szacuje się poziom strat? Co dotychczas udało się osiągnąć i jakie kroki należy podjąć, by uniknąć podobnej klęski w następnych latach?
Kilkuetapowy poziom odbudowy
Mateusz Balcerowicz zastępca prezesa ds. ochrony przed powodzią i suszą Państwowego Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie wskazał, że straty w infrastrukturze w związku z powodzią na obiektach administrowanych przez Wody Polskie wyniosły aż 1,3 mld złotych. Proces naprawy i doprowadzenia obiektów do takich samych lub wyższych standardów niż przed wrześniem 2024 roku jest długotrwały i podzielony na kilka etapów.
Pierwszy z nich rozpoczął się już w październiku i trwał do końca minionego roku. To etap związany z pracami interwencyjnymi, które służyły usuwaniu skutków powodzi. Było to ponad 200 zadań na newralgicznych ściekach o wartości około 80 mln zł.
– Poprzesuwaliśmy środki w ramach planu finansowego Wód Polskich, by nie utrudniać procedury. Od tego roku już dostaliśmy zaangażowanie środków na kolejnych kilkaset zadań i ta suma to jest około 300 mln zł, ale nadal jest ta różnica pomiędzy 400 mln zł, a 1,3 mld, jaki wyniosły straty, więc całość harmonogramu jest rozpisana aż do 2030 roku, a to jest pierwszy etap, czyli usuwania i odtwarzania – wyjaśnił Balcerowicz.
Drugim etapem jest odbudowa infrastruktury hydrotechnicznej, tam, gdzie została całkowicie zniszczona, jak chociażby miało to miejsce w przypadku zbiornika w Stroniach Śląskich. Jak na razie wykonano tam zabezpieczenie zbiornika, by nie zagrażał dalszej katastrofie budowlanej, ale będzie on wymagał odbudowy w nowym standardzie. Konieczne będzie również zabezpieczenie wałów przeciwpowodziowych tam, gdzie ucierpiały, i będą to działania prowadzone do 2030 roku we wspomnianej wcześniej kwocie 1,3 mld zł.
Kolejnym rodzajem zadań jest budowanie odporności. Przedstawiciel PGW Wody Polskie wskazał, iż była to kolejna ogromna powódź na przestrzeni 30 lat, w związku z czym zmienia się charakterystyka przepływu i wymaga to projektowania nowych rozwiązań, co jest na etapie opracowywania.
– Przygotowaliśmy program redukcji ryzyka powodziowego w zlewni Nysy Kłodzkiej, który został szybko przygotowany i przepracowany na poziomie rządowym. Tylko tam rozwiązania hydrotechniczne, które proponujemy i tylko w naszej infrastrukturze, to jest - w zależności od wariantu - koszt rzędu 2,4-4 mld zł, a to jest jedna z dziewięciu zlewni i to tylko tam, gdzie wystąpiła powódź, a to nie są jedyne zlewnie, które wywołują ryzyko powodziowe – wskazał.
Wytłumaczył również, że należy mieć świadomość wyzwań, o których mowa w przypadku działań popowodziowych oraz przyszłych przeciwpowodziowych. Balcerowicz dodał w związku z tym, że jest to perspektywa do 10 lat, co jest związane ze źródłami finansowania, takimi jak środki z Banku Światowego, Banku Rozwoju Rady Europy czy środków europejskich z nowej perspektywy finansowej.
Zdradził ponadto, że obecnie trwają prace w związku ze specustawą powodziową 3.0, która zawiera wykaz 66 zadań, które należy zrealizować, a specustawa ma ułatwić procedurę administracyjną.
Podsumowując poszczególne etapy, stan infrastruktury po powodzi będzie lepszy do 2030 roku, jednak na lepszy standard prawdopodobnie poczekamy do 2034 roku, co wynika ze wspomnianej perspektywy finansowej z UE.
Oceniając wnioski z działań naprawczych, Mateusz Balcerowicz zwrócił uwagę, że dzięki elastyczności kontraktów i projektów prowadzonych m.in. w Kotlinie Kłodzkiej, a także z faktu, iż to co było przedmiotem prac budowlanych, uniknęło całkowitemu zniszczeniu, przełożono zadania, wykonawców i kontrakty na inne zadania, takie jak wspomniane zabezpieczenie zbiornika Stronie Śląskie.
– Tutaj bardzo dziękujemy za tę elastyczność zarówno nadzorującym nas ministerstwom, jak i Urzędowi Zamówień Publicznych, ale także procedurom Banku Światowego – podkreślił.
Drugim wnioskiem Państwowego Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie jest to, że lista projektów do realizacji cały czas się zmienia, co z kolei ma wpływ na otoczenie, czyli wykonawców i inne inwestycje infrastrukturalne powiązane z działaniami Wód Polskich.
Rozległe straty po powodzi
Goście panelu przedstawili również straty, jakich doznali w wyniku powodzi. Michał Ziółkowski – członek zarządu ds. technologii Play wykazał, iż klęska pokazała, jak dotkliwe były kłopoty ze stratą łączności, co tyczyło się m.in. problemami z wezwaniem służb, ale też lękami z powodu niemożnością kontaktu z bliskimi. Najbardziej dotkniętymi terenami w tej kwestii były Jelenia Góra, Nysa oraz Głuchołazy, gdzie łączność utraciło kilka tysięcy użytkowników telekomunikacji.
Podobny problem wskazał Jerzy Rzemyszkiewicz – wiceprezes zarządu ds. utrzymania sieci Tauron Dystrybucja, gdzie uszkodzenia na rozległym terenie sięgnęły 150 tysięcy odłączonych klientów, a kwota przeznaczona na przywracanie i bieżących kosztów odtworzenia i naprawy sięgnęła 36 mln zł. Najbardziej dotknięta była w tym przypadku Kotlina Kłodzka, ale też Głuchołazy, Jelenia Góra i część oddziałów w Bielsko-Białej.
Kłopoty w związku z infrastrukturą kolejową przedstawił z kolei Piotr Wyborski – prezes zarządu PKP Polskie Linie Kolejowe, zaznaczając, że szacunek prac które są możliwe do realizacji na infrastrukturze dotkniętej powodzią, żeby zbudować ją lepiej lub była bardziej odporna i dawała lepsze efekty eksploatacyjne wynosi 800 mln zł.
W trakcie powodzi natomiast PLK były dotknięte na około 35 odcinkach o długości około 200 km toru, które musiały być wyłączone czasowe. Doszło do tego kilka stacji z zalanymi urządzeniami sterowania ruchem kolejowym oraz dwie podstacje PGE Energetyka Kolejowa, które służą do zasilania trakcyjnego i były również wyłączone przez dłuższy czas.
– Było również kilka lokalizacji które uchroniliśmy przed powodzią i prowadziliśmy cały czas ruch. Takim przykładem był most na linii magistralnej z Wrocławia przez Opole do Katowic, gdzie nasze zespoły utrzymaniowe walczyły przez kilka dni z kłodami drzew, które płynęły po nysie kłodzkiej po to, aby nie dopuścić do destrukcji tego obiektu. W kilku miejscach udało nam się pomimo dużo skali żywiołu – zaznaczył Wyborski, dodając, że jego zdaniem wpływ na eksploatację był niższy niż powódź w 1997, gdzie były stacje zalane przez kilka tygodni, a przez kilka kolejnych musiałby być na nich prowadzone prace utrzymaniowe.
PKP PLK szacuje, że w ubiegłym roku na usunięcie bezpośrednich skutków powodzi przeznaczyły 50 mln zł, a kolejne 50 mln zaplanowano na ten rok.
Sytuację z punktu widzenia samorządu obszaru dotkniętego powodzią przedstawił z kolei burmistrz Czechowic-Dziedzic – Marian Błachut. Wskazał na początku, że straty związane z dramatem ludzkim i traumą są nieporównywalne do wymiarów ekonomicznych.
– Czechowice-Dziedzice podczas powodzi w skali infrastruktury, którą miasto zarządza, to są straty około 38 mln zł, ale jeśli chodzi o mieszkańców to jest prawie 500 posesji, które w różnym stopniu zostało dotkniętych powodzią i zostały objęte pomocą rządową – wyliczył.
Przy okazji zaapelował, by zacząć inaczej myśleć o powodzi, ponieważ każda kolejna tego typu klęska żywiołowa przybiera inną formę i jest coraz mniej przewidywalna. Zwrócił tu również uwagę na położenie swojego miasta.
– Czechowice-Dziedzice są chyba jedynym w Polsce takim węzłem hydrologicznym, gdzie jest pięć rzek na czele z Wisłą, która jest głównym odbiornikiem, do mniejszych rzek, które źródła mają w Beskidach. Ta ściana wody płynie przez miasto i w tych rzekach nie ma miejsca na ujście naszej wody, która też ma swoje naturalne odprowadzenie do Wisły to dodatkowo potęguje dramat – wskazał Błachut.
Jak zniwelować ryzyko w przyszłości?
W związku z ogromnymi stratami, znaczna część panelu została poświęcona temu, jak uniknąć podobnych klęsk w przyszłości. Wicedyrektor departamentu gospodarki wodnej w Ministerstwie Infrastruktury Maciej Thorz zapewnił, że resort koordynuje budowanie odporności na przyszłość.
- Ta powódź i te zdarzenia powodziowe z ostatnich 30 lat przedefiniowały nasze postrzeganie rzeczywistości i podejście do problemu. Również zmiany klimatyczne i susze uczyniły to samo . Przez ostatnie 100 lat uwierzyliśmy, że człowiek może zapobiec wszelkim zjawiskom naturalnym, a to raczej jest niemożliwe. Tak jak większości wydawało się, że wały przeciwpowodziowe uchronią przed powodzią, to tak nie jest – każdy wał minimalizuje ryzyko, ale to ryzyko zawsze istnieje. Kwestia przedefiniowała, jakie wały powinny być, żeby to ryzyko jeszcze zostało zminimalizowane do tych poziomów, do których tylko maksymalnie się da. To jest dzisiaj nasz najbardziej bolący problem, żeby umieć sobie wyobrazić, co może nastąpić. Nie tylko instytucje muszą to sobie wyobrazić, ale też samorządy i mieszkańcy, którzy muszą dochować starań, żeby nie lokować się w miejscach, które grożą negatywnymi konsekwencjami – zaapelował.
Zdradził również, że rozpoczęły się rozmowy z Czechami i Słowacją, by wspólnie rozpocząć działania na rzekach granicznych mających przyczynić się do poprawy bezpieczeństwa przeciwpowodziowego, ponieważ w skrajnych przypadkach nawet 80 procent wody w potokach górskich na Dolnym Śląsku w trakcie powodzi pochodziło ze strony czeskiej.
– Myślę, że taka wspólna budowa odporności to jest ten element, który w przyszłości może nas uchronić i spowodować, że ryzyko zminimalizujemy. Staramy się też szukać miejsc i elementów po stronie czeskiej i polskiej w ramach budowy systemu odporności również przeciw suszy. Należy pamiętać, że żyjemy powodzią, ale susza patrzy nam w oczy i nam zagraża, więc takie budowy odporności musimy wspólnie budować, żeby uzyskać dodatkową synergię, bo jeśli buduje się coś osobno, to niekoniecznie jest to kompatybilne – wyjaśniał Thorz, wskazując, że obecnie mamy miliardy złotych do wydania i bardzo ważna będzie efektywność ich wydania.
Drugim ważnym elementem podjętym przez resort jest analiza przepisów, w jaki sposób usprawnić proces pozwoleń wodno-prawnych, co ma się przełożyć na szybsze procesy inwestycyjne i przyspieszy działania biznesowe. Trzecią kwestią jest natomiast to, w jaki sposób usprawnić strukturę zarządzania zasobami i wydatkowania środków, ponieważ w ostatnim czasie większość struktury związanej z wodami wrzucono do Wód Polskich.
Włączając się do dyskusji, Marcin Balcerowicz wskazał, iż należy pamiętać, że wielka infrastruktura wcale nie jest odporniejsza na powódź i nie załatwia problemu.
– Infrastruktura musi być dostosowana do tego, co mamy w zlewni. One się różnią. Ryzyko powodziowe jest największe, gdzie mają one charakter górski, podgórski, gdzie spływ wód jest szybki, fala szybko się tworzy, a zjawiska meteorologiczne są gwałtowne. Wszystko natomiast zależy od specyfiki lokalnej. Musimy sobie powiedzieć, że jeśli minimalizujemy ryzyko powodziowe, to nigdy go nie zminimalizujemy do zera. Możemy jedynie redukować to ryzyko albo je transferować. Te rozwiązania muszą być dostosowane – przekonywał przedstawiciel Wód Polskich.
Jako przykład wskazał Racibórz, który jest dostosowany do ochrony dużych miast wzdłuż Odry i ryzyka pochodzącego z Czech, ale nie rozwiązuje problemów w Kotlinie Kłodzkiej. Zaapelował również, by zarządzanie wodami opadowymi odbywało się lokalnie, a także, by większą kwestię poświęcono w samorządach melioracji, która z kolei uchroni przed suszą.
Burmistrz Marian Błachut z kolei zwrócił się do wszystkich, by połączyć siły działania w wyzwaniu, aby podnosić poziom bezpieczeństwa przed powodzią w takim celu, by postrzegać ją w innym wymiarze – technicznej wykonalności i wymiarze prawnym.
– Trzeba zdawać sobie sprawę, że powierzchni, która mogłaby zatrzymać bezpiecznie wodę, jest coraz mniej. Jest coraz mniejszy obszar, który mógłby przyjąć nadmiarową wodę powodziową, dlatego trzeba powstrzymywać coraz bardziej intensywną zabudowę w tych obszarach już zabudowanych, bo tam gdzie jest przestrzeń, to rzeki mogą się rozlewać – pouczał, przytaczając, jak wyglądało to kilkaset lat temu, gdy rzeki rozlewały się swobodnie, a jednak nie wyrządzały szkód.
Zaznaczył również, że w żadnym mieście nie ma bezpiecznego systemu odprowadzania nadmiernej wody i zgłosił się do przedstawiciela Ministerstwa Infrastruktury o to, by uznać systemy melioracyjne za systemy infrastruktury krytycznej, na co Maciej Thorz wyznał, że trwają prace nad zmianami legislacyjnymi.
Podanie adresu e-mail oraz wciśnięcie ‘OK’ jest równoznaczne z wyrażeniem
zgody na:
przesyłanie przez Zespół Doradców Gospodarczych TOR sp. z o. o. z siedzibą w
Warszawie, adres: Sielecka 35, 00-738 Warszawa na podany adres e-mail newsletterów
zawierających informacje branżowe, marketingowe oraz handlowe.
przesyłanie przez Zespół Doradców Gospodarczych TOR sp. z o. o. z siedzibą w
Warszawie, adres: Sielecka 35, 00-738 Warszawa (dalej: TOR), na podany adres e-mail informacji
handlowych pochodzących od innych niż TOR podmiotów.
Podanie adresu email oraz wyrażenie zgody jest całkowicie dobrowolne. Podającemu przysługuje prawo do wglądu
w swoje dane osobowe przetwarzane przez Zespół Doradców Gospodarczych TOR sp. z o. o. z
siedzibą w Warszawie, adres: Sielecka 35, 00-738 Warszawa oraz ich poprawiania.