Arek Kowalczyk
„… Podczas wtorkowego spotkania omówiono stan aktualny rozwoju polskiego programu jądrowego i harmonogram prac związanych z budową pierwszej polskiej elektrowni jądrowej. Rząd podkreślił, że podtrzymuje decyzje o rozwoju energetyki jądrowej w Polsce, jako jedno z podstawowych założeń dywersyfikacji sektora i zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego. Prace postępują zgodnie z założeniami, a ostatnio podpisany kontrakt na badania lokalizacyjne przybliżają nas do ogłoszenia finalnego przetargu na inwestycję w roku 2015 i uruchomienia pierwszego bloku w roku 2023. Przedstawiciel inwestora wyraził pewne obawy, co do możliwości inwestycyjnych wyłącznie ze środków koncernu i zaapelował o konieczność wspomagania inwestycji za pomocą gwarancji rządowych lub innych mechanizmów wspomagania rozwoju Infrastruktury…”
W każdej grze i strategii zawsze najważniejsze jest trzymanie swoich kart zasłoniętych i nie pokazywanie od razu wszystkiego, co chce się robić. W strategii energetycznej Polska też próbuje robić różne uniki i zasłony, aczkolwiek karty, jakie mamy w ręku są mocno zgrane i dziurawe więc mizeria prześwituje dość wyraźnie. Jak mawiał kiedyś wielki polski trener Kazimierz Górski –„ gra się tak, jak przeciwnik pozwala” – a na tym boisku pozycja energetyczna Polski jest nieciekawa i strategia przyszłych działań jest bardzo ograniczona. Z jednej strony konieczność odbudowy podstawowej energetyki zawodowej (większość urządzeń produkujących dziś prąd ma ponad 30 lat), z drugiej zabójcza energetycznie dla Polski polityka Unii Europejskiej forsuje ograniczenie (jeśli nawet nie likwidację) węgla jako paliwa dla energetyki (regulacje handlu emisjami CO2 i nawet ostatnie odrzucenie polskiej skargi o tzw. sposób ustalania limitów emisyjnych – Unia opiera je na produkcji energii z gazu a my jak wiadomo mamy 90 % z węgla który jest 2 razy bardziej CO2-emisyjny). Polska strategia więc szamocze się z jednej strony w konieczności utrzymania dalej jak największej części elektrowni węglowych (bo to także być albo nie być dla sektora górniczego i całego Śląska), a z drugiej zbudowania nowych elektrowni, które nie wpakowałyby Polski w totalne uzależnienie od importu paliw – szczególnie z kierunku wschodniego.
Dlatego też tak intensywnie forsowany jest program robienia wstępnych dziur w ziemi w poszukiwaniu gazu łupkowegoi jeśli sprawdziłyby się choćby częściowo prognozy polskich zasobów, to budowy elektrowni opartych o krajowy gaz, z ewentualną opcja zastępczą importu gazu skroplonego (LNG) przez nowo-budowany terminal w Świnoujściu. Strategia też mocno ryzykowna, bo aby zadziałała, należy nie tylko się do gazu dokopać albo liczyć na prawdopodobny spadek cen gazu na rynkach światowych (pierwsze symptomy już są z uwagi na zmianę roli USA z importera na przyszłego eksportera LNG). Do tego też niezbędne są kolosalne inwestycje w całą sieć dystrybucyjną – obecna nie spełnia swojej roli, jeśli ma być wykorzystywana w energetyce zawodowej ale tu pewnie rola nowej spółki wspomagającej inwestycje infrastrukturalne. Na to wszystko nałożony program energetyki jądrowej. To z kolei wariant przygotowujący nas na najgorsze – czyli kolejne szaleństwa zaostrzenia polityki emisyjnej w Unii Europejskiej (właściwie na wszystko należy być przygotowanym, bo pomimo ewidentnego absurdu obecnych regulacji – dostrzeganych już prawie we wszystkich krajach Europy Zachodniej – rozregulowania rynku, braku możliwości finansowania nowych inwestycji (rynek mocy), gigantyczne koszty energetyki odnawialnej i coraz bardziej widoczne jej ograniczenia techniczne – mimo tego wszystkiego, nie jest wykluczone, że nagle, przy wyjściu z kryzysu ekonomicznego, znowu odrodzi się koncepcja energetycznej rewolucji i biurokratycznie zostaną nałożone sztuczne kagańce opłat za CO2 , co polską gospodarkę może sprowadzić do parteru. Wtedy nie mogąc generować więcej z węgla, a przy możliwym nietrafieniu w gaz – energetyka jądrowa staje się jedyna opcją na lata 2025-2030.
Można więc łatwo komentować polską strategie oraz wszystkie obłe komunikaty z rządowych posiedzeń i na pewno zżymać się, że mówimy wciąż o programie na 2025 i nic się nie robi. Natomiast mając takie karty jakie mamy – nie za wiele zostaje innych możliwości. Program jądrowy wciąż musi być przygotowywany w backupie jako alternatywa, ekonomicznie śmiertelnych strategii eliminacji CO2 znad europejskiego nieba, jeśli Polska chce zachować energetyczną niezależność, nawet jeśli w finalnym rozdaniu kart kiedyś zostanie przehandlowany za kolejne ustępstwa, wyjątki dla Polski lub jakiś kolejny 50-letni okres przejściowy, Polityka energetyczna niestety w całym świecie nie jest zabawą o dżentelmeńskich regułach, a twardą polityką, gdzie każdy kraj realizuje tylko własne interesy.
Warto popatrzeć, gdzie elektrownie jądrowe powstają – jedna nawet całkiem niedaleko, bo 2400 MW (przed 2020) w obwodzie kaliningradzkim, co daje możliwość zalania krajów nadbałtyckich (i nie tylko) dużą porcją taniej energii (ale i uzależnieniem od dostaw). Polska kurczowo trzyma więc swoje karty i przelicza nieliczne figury wybierając strategie dość ryzykowne, kosztowne i bolesne, ale mając do wyboru jeszcze gorsze i bardziej kosztowne i ryzykowne. Jaki będzie wynik, można przewidzieć, jak zwykle cytując Kazimierza Górskiego „możemy wygrać, możemy przegrać albo może być remis” …
Zapraszamy na blog Konrada Świrskiego