Łukasz Malinowski
Z Chin importujemy maszyny, elektronikę, ubrania, zabawki, metale, tworzywa sztuczne i chemikalia. Statki płynące do Państwa Środka wracają puste. Armatorzy głowią się więc, czym je zapełnić. I znaleźli chodliwy towar: złom. O tym, że nie jest to zły biznes, świadczy fakt, że jedna z firm złomowych chce kupić gdyńskie tereny z nabrzeżem po Stoczni Nauta, by tam składować odpady, ładować na statki i wysyłać do Chin. Jak twierdzi "PB", z transakcji raczej nic nie wyjdzie, bo miasto jest bardziej zainteresowane zmianą statusu tego terenu — z przemysłowego na budowlane. Niemniej przedsiębiorcy podkreślają, że ten nietypowy projekt to dowód rosnącego zainteresowania eksportem złomu do Azji.
— W ostatnich miesiącach mieliśmy dwie podwyżki cen złomu. Tona dziś kosztuje około 1,2 tys. zł. Surowca na rynku brakuje, a Chiny chętnie go kupują. Armatorzy, nie chcąc wracać „na pusto”, są gotowi ładować złom do kontenerów i zawozić go z Polski do Chin za kilka dolarów od tony — mówi w rozmowie z "PB" Przemysław Sztuczkowski, prezes Cognoru, którego huty są zasilane złomem.