Rynek Infrastruktury
Przez ostatnie lata doprowadziliśmy europejski system do dziwacznej konglomeracji koncernów i małych firm poplątanych wspólnymi interesami z dostawcami (właśnie z Rosją). Dokładając nierealistyczne i całkowicie arbitralne reguły Pakietów Klimatycznych i kolejnych europejskich dyrektyw – cały rynek nie ma nic wspólnego w wolnym rynkiem, ekonomią, a już na pewno europejską solidarnością.
Wcale nie zarabia się na konkurencji, a przeciwnie premiowane są państwa na podstawie politycznych układów i koneksji, cena nie zależy od kosztów dostaw, ale od możliwości uzależnienia od jednego dostawcy i braku własnych zasobów. Firmy handlujące najwięcej zarabiają na nieprzejrzystości rynku, zmiennych formułach cenowych i kolejnych wersjach kontraktów gdzie najważniejsze są ustalenia pod stołem lub w aneksach, które niepokazywane są w świetle dziennym.
Efekt łatwy do przewidzenia. Całym sercem popieram pomysł wspólnych zakupów, solidarności i wspólnej polityki. Musimy sobie jednak uświadomić, że takiej wspólnej polityki nie ma. Interesy są rozbieżne, małe europejskie (Cypr) jako pierwsze zawetują, a duzi gracze (Wlk. Brytania, Niemcy, Francja) mają zupełnie coś innego do ugrania. Wszyscy pokiwają głowa, poprą w wypowiedziach, wprowadzą może jakieś małe modyfikacje, ale będą robić swoje. Tak naprawdę – a widać to w informacjach i przekazach telewizyjnych, w całej europejskiej polityce chodzi o to, żeby jak najszybciej przejść nad wszystkim do porządku dziennego. Strzelaniny na Ukrainie nie zajmują już pasków wiadomości, wiadomo, że się tam biją (jak od kilku lat w Syrii) i za chwile nikogo w Europie to nie będzie obchodzić. Nawet newsy, że wojska ukraińskie strzelają do rosyjskich śmigłowców nadlatujących znad Krymu…
Dziś nie przebijają się do głównych newsów zajętych komentowaniem emocji w ostatnich minutach meczu i dogrywce finału Ligi Mistrzów. Wybory na Ukrainie faktem – teraz każdy europejski kraj tak naprawdę modli się niech postawią jakikolwiek (teraz już łatwiej wybrany) rząd, dogadają się (znaczy ulegną) z Rosją i niech dalej wróci spokój i europejskie zadowolenie. Tym bardziej, że za chwilę wakacje i trzeba z rodziną wyjechać do Grecji lub Turcji na zasłużone wakacje. Tak naprawdę nawet u nas solidarność energetyczna schodzi z planu, bo przecież europejskie wybory już za nami i remis ze wskazaniem niczego nie zmienia.
A tymczasem na horyzoncie… dalej będą zbierać się ciemne chmury, a żaden z problemów nie rozwiąże się sam, a doświadczenia z historii (niekoniecznie z klasówki) mówią, że jak ktoś zacznie połykać inne państwa to zwykle nie zatrzymuje się w pół drogi. Raczej nie oczekiwałbym, że doświadczeni żołnierze w nieoznakowanych mundurach, po sukcesach z Krymu i obecnym oporze w okolicach Doniecka, nie będą chcieli wybrać się gdzie indziej za roku czy dwa. Polska zaś, nie może liczyć na solidarność europejską a jednocześnie wchodzi w najbardziej trudny geopolitycznie okres pewnie od ostatnich 50 lat. Warto to sobie uświadomić i nie liczyć, że wszystko się ułoży, jeśli nie będziemy na to przygotowani.