Mariusz W.
Mikosz jest przekonany, że warszawski port im. Fryderyka Chopina ma potencjał i że w zasadzie jest już hubem. Jak przyznał w rozmowie z „Gazetą Wyborczą”, nikt nie określił, ile hub powinien obsługiwać pasażerów, aby móc być hubem. Mikosz twierdzi również, iż nieprawdą jest, że do funkcjonowania hubu potrzeba linii mającej 200 czy 300 samolotów. „Gdyby tak było, to należałoby zamknąć lotniska w takich miastach jak Abu Zabi, Rzym, Kopenhaga, Dauha czy Moskwa” - mówił Mikosz w wywiadzie dla „GW”.
Jak wskazuje prezes narodowego przewoźnika, zalet warszawsie lotnisko ma wiele. Choćby taką, że minimalny czas przesiadki w Warszawie wynosi zaledwie 40 minut, co nie jest osiągalne we Frankfurcie, Londynie czy w Paryżu, gdzie ten czas wydłuża się do nawet około dwóch godzin. Dlatego, jego zdaniem, Lotnisko Chopina może konkurować efektywnością, a nie skalą.
Zdaniem Mikosza wygodny jest również dojazd do Lotniska Chopina, dzięki budowie sieci komfortowych dróg. „Między innymi z tego względu nie mają więc sensu porty w Łodzi czy w Radomiu. Ich ruch pasażerski należy skierować do Warszawy. Doskonale wiedzą to wszyscy światowi przewoźnicy. W przeciwnym razie Emirates nie otworzyłby tu połączenia” - twierdzi Mikosz.
Zdaniem Mikosza, wśród polskich portów regionalnych o dużym potencjale, najlepiej rokują Gdańsk i Wrocław. Jeśli natomiast chodzi o samo Lotnisko Chopina, to jego ograniczeniem jest położenie w środku miasta, a co za tym idzie – portu nie można już bardziej rozbudować. Podobnie jest z rozwojem ruchu cargo, gdyż wkrótce okolica jego terminalu zostanie zabudowana. Ostatnim problemem jest zakaz latania w nocy.
Dlatego, zdaniem Mikosza, powinna powrócić debata na temat lotniska centralnego. Zdaniem prezesa PLL LOT jest ono w Polsce niezbędne. Jak wskazuje Mikosz, możliwość dalszej rozbudowy warszawskiego portu wyczerpie się w 2024 roku.