M. Franczak
Terminal w Świnoujściu ma zostać oddany do użytku w 2014 roku. Będzie on pozwalał na import gazu drogą morską - początkowo ma to być 5 mld metrów sześciennych rocznie. 65 proc. dostaw dedykowanych będzie PGNiG, a o pozostałą część walczą ZA Tarnów, Lotos i PKN Orlen. - W tej chwili za wcześnie jeszcze, żeby deklarować jakieś wolumeny albo szczegóły. Ale na pewno bardzo cierpliwie czekamy na to, żeby ten terminal powstał, bo to na pewno otworzy nowe możliwości importu gazu dla nas - wyjaśnia wiceprezes zarządu PKN Orlen.
Koncern zdecyduje się najprawdopodobniej na opcję samodzielnych negocjacji z powstającym terminalem na temat ewentualnego zakupu gazu. - Myślę, że na chwilę obecną rynek jest nie do końca dojrzały, żeby robić zakupy grupowe. Ale zbyt wcześnie, żeby deklarować, czy pójdziemy samodzielnie, czy w jakiejś grupie zakupowej. Mamy na tyle dużą skalę działania i na tyle dużą siłę zakupową, że mogę sobie wyobrazić, że spokojnie jesteśmy w stanie dobre warunki wynegocjować kupując samodzielnie - deklaruje Sławomir Jędrzejczyk.
Dziś 98 proc. gazu przepływa przez ręce PGNiG. Tę sytuację ma zmienić otwarcie terminala morskiego, ale nabywcy hurtowi z nadzieją patrzą również na gaz pozyskiwany z łupków. Wciąż trwają prace nad Programem Uwolnienia Gazu - spór dotyczy m.in. minimalnej ilości gazu, która ma być sprzedawana na wolnym rynku. Odbiorcy przekonują, że zróżnicowanie rynku mogłoby wpłynąć korzystnie na ceny.
- W tej chwili jesteśmy największym odbiorcom gazu w Polsce. Potrzebujemy ponad miliard metrów sześciennych. Także ja nie chciałbym w tej chwili deklarować, jaki procent dostaw będzie z alternatywnych źródeł, ale na pewno chcemy, żeby to był dość znaczny udział - zapowiada Sławomir Jędrzejczyk.
Dywersyfikacja dostaw nie zmieni jednak radykalnie stanu rzeczy: PGNiG wciąż będzie realizowało około 70 proc. dostaw gazu dla odbiorców hurtowych. Na więcej nie pozwala system przesyłu.