Jakub Madrjas
Wśród sukcesów norweskiego podejścia do inwestycji na pewno można wyróżnić dbałość o fazę projektową. – Proces trwa nawet dziesięć lat. W naszej kulturze ważne miejsce zajmują szerokie konsultacje. Z nowym projektem każdy może się zapoznać i zgłosić uwagi. Zawsze szukamy kompromisu – mówi Michael Bors, dyrektor zamówień i rozwoju rynku w Jernbaneverket.
Interesującym podejściem Norwegów jest konstruktywny udział opozycji w planowaniu inwestycji. Władze starają się uwzględnić uwagi jak najszerszego spektrum politycznego tak, aby wieloletnie projekty, takie jak budowa tramwaju, były kontynuowane nawet, jeśli władza po odbywających się co cztery lata wyborach się zmieni.
Norweskie podejście do realizacji inwestycji również wyraźnie różni się od tego, które znamy w Polsce. – Firmy, z którymi współpracujemy stanowią dla nas ważny zasób – mówi Ole Mortensen, dyrektor zamówień w budującej i zarządzającej tramwajem w Bergen spółce Bybanen Utbygging.
Spółka Bybanen Utbygging prowadzi dwustopniowe przetargi. Najpierw zgłoszone do postępowania firmy przechodzą prekwalifikacje, podczas których ocenia się ich potencjał. Do właściwego przetargu, prowadzonego w trybie negocjacji staje od pięciu do siedmiu oferentów. Dlatego podczas składania ofert kryterium ceny waha się w wadze kryteriów od 70 proc. za konkretne roboty, do tylko 35 proc. w przetargach na kompleksowe prace, takie jak budowa systemu sterowania ruchem.
Ograniczenia zatrudniania podwykonawców
Każdy wykonawca rozpoczynający pracę na norweskim rynku musi najpierw zdobyć certyfikat jakości Sentral Godkjenning. Zamawiający sprawdzają np. rekomendowane technologie, harmonogram prac czy dostępność zasobów. Norwegowie wprowadzają również ograniczenia dla generalnych wykonawców – min. 25% prac musi być wykonane własnymi zasobami, wymóg zatrudnienia kadry inżynierskiej zarządzającej realizacją kontraktu bezpośrednio u wykonawcy, dopuszczalne są też tylko dwa poziomy podwykonawców. – Podczas negocjacji z wykonawcami Norwegowie chcieli poznać osobiście osoby, mające odpowiadać za poszczególne elementy realizacji, zbadać ich wiedzę oraz kompetencje – opisuje Marcin Krupa, dyrektor generalny Torpol Norge.
Norwegowie są również otwarci na negocjacje podczas trwania zlecenia. Na przykład podczas realizacji jednego z kontraktów torowych przez Torpol okazało się, że w fatalnym stanie jest znajdujący się pod torami zabytkowy most. – Zamawiający nie próbował zrzucić na nas ryzyka jako na wykonawcę, ale siadł z nami do negocjacji, by rozwiązać problem – wspomina Marcin Krupa.
Płaca jak dla Norwega
Norwescy zamawiający dbają również o sfery niespotykane u ich polskich odpowiedników. Są w stanie przyznać wykonawcom dodatkowe pieniądze za właściwą kooperację ze sobą nawzajem i z innymi instytucjami (których zwykle jest kilkanaście – od okolicznych firm do zarządców dróg). Do tego mają bardzo wysokie wymagania, dotyczące bezpieczeństwa pracowników wykonawcy – sprawdzają je tez podczas realizacji. Kontrolują też jakość opieki socjalnej dla pracowników.
To zresztą element sprawiedliwego mechanizmu ochrony rynku i pracowników – wykonawcy, także zagraniczni, muszą zapewnić zagranicznym pracownikom takie warunki i pensje, jakie przysługują norweskim obywatelom.
Wyklucza to konkurencję z lokalnymi przedsiębiorstwami niższymi kosztami pracy. Norwegii nie grozi dzięki temu zalew np. chińskich firm – nie będzie im się opłacać sprowadzanie pracowników, by płacić im jak Norwegom. Koncerny budowlane muszą zatem rywalizować jakością prac, wiedzą i doświadczeniem.
Prawo podobne, ale stosowanie
Wszyscy nasi rozmówcy zaznaczają, że norweskie prawo zamówień publicznych jest bardzo zbliżone do obowiązującego w Unii Europejskiej. Jego stosowanie bardzo się różni od tego, które znamy z Polski. Nacisk położony jest na negocjacje z wykonawcami. Ciekawą praktyką jest wyrównywanie finansowe dla wykonawców w okresie zimowych przestojów. Zamawiający podkreślają też, że wymaganie jak najniższej ceny bez zważania na okoliczności jest bezcelowe, ponieważ firmom należy się odpowiedni zarobek.
– Nie zależy nam na tym, żeby firmy pracowały poniżej kosztów, doprowadzając się do bankructwa. Przecież wtedy nie będziemy mieli komu zlecać prac – mówi Ole Mortensen. Dlatego celem jest posiadanie na „krótkiej liście” od kilku do kilkunastu zaufanych firm, które zamiennie konkurują o wykonanie prac – z korzyścią dla wszystkich stron.
Więcej zagadnień związanych z zamówieniami publicznymi zostanie poruszonych podczas II Kongresu Infrastruktury Polskiej, który odbędzie się 5 listopada 2014 roku w Krakowie. Informacje o tym wydarzeniu pojawią się niebawem na stronie internetowej tor-konferencje.pl.