Bartosz Baca, BBSG
Komentarz środowiska lotniczego dotyczący uruchomienia nowego lotniska w Radomiu można by określić, w najbardziej dyplomatycznych słowach, jako „daleko posunięty sceptycyzm”. Prawdą jest, że nietrudno znaleźć argumenty, kwestionujące zasadność jego uruchomienia.
Do takich zapewne należą: lokalizacja i czas dojazdu do pobliskich lotnisk, konieczność konkurowania ewentualnych przewoźników na lotnisku z innymi tanimi przewoźnikami w aglomeracji warszawskiej, brak pewności co do finansowania projektu w średnim i długim okresie, czy zakończone fiaskiem rynkowym pierwsze próby uruchomienia z Radomia lotów czarterowych.
Obrońcy projektu zakrzykną: „ale my już mamy pierwszego przewoźnika!” Przeciwnicy zapytają: „czy na pewno?” Faktycznie 4You Airlines, linia która jeszcze nawet nie podjęła działalności operacyjnej, nie jest wymarzonym partnerem dla nowego portu lotniczego i zapewne kierownictwo lotniska w Radomiu wolałoby Quantas czy Etihad, czy choćby poczciwą Lufthansę lub Ryanaira. Ale czy naprawdę może na takich partnerów liczyć?
W tym pytaniu zawiera się moim zdaniem największy problem dla tego, i podobnych mu projektów. Lotniska takie ustawiają się niestety w roli petentów w relacjach z przewoźnikami i takie sformułowania jak „partnerskie relacje pomiędzy portem lotniczym a przewoźnikiem”, „czy rozsądny podział ryzyk biznesowych i korzyści” brzmią w tym kontekście dość abstrakcyjnie.
A ja zapytam trochę prowokacyjnie: może kolejne po Modlinie lotnisko dla regionu mazowieckiego, jest (a raczej w przyszłości będzie) jednak potrzebne? Złośliwcy przytakną i trochę cynicznie stwierdzą, że przecież Londyn obsługuje 6, a nawet więcej lotnisk… Prawda jest jednak taka, że nie będziemy znać odpowiedzi na to pytanie, dopóki nie doczekamy się rzetelnej aktualizacji prognoz ruchu lotniczego na poziomie krajowym. Dopiero wtedy będziemy umieli odpowiedzieć na tak istotne, nie tylko dla Radomia, pytania jak: czy, a właściwie kiedy Lotnisko im. Chopina w Warszawie dojdzie do granic swojej przepustowości, czy należy rozbudowywać system wielu lotnisk wokół stolicy, a może nadal jest tu miejsce dla trochę zapomnianego już Centralnego Portu Lotniczego?
Dość łatwo jest wykazywać niespójności projektu radomskiego, ale moim zdaniem warto złapać dystans i zastanowić się co w dłuższej perspektywie oznacza on dla całego systemu transportu lotniczego w Polsce i dokąd ten system zmierza (jeśli w ogóle jakiś spójny kierunek udało nam się obrać?). Pytanie to wydaje się tym bardziej zasadne, że już na horyzoncie miga nam tabliczka z napisem „Port Lotniczy Olsztyn-Mazury”.