Według Wojewódzkiego Inspektora Nadzoru Budowlanego wykonane od końca grudnia doraźne naprawy łuszczących się betonowych fragmentów pasa są niewystarczające, a na drodze startowej widać nowe spękania.
By przewoźnicy mogli wrócić na podwarszawskie lotnisko, konieczna będzie całkowita wymiana uszkodzonych fragmentów pasa. Prace będzie można rozpocząć dopiero przy dodatnich temperaturach.
Przedstawiciele Erbudu i władz Modlina ustalają, jakiej technologii użyć przy naprawie progów pasa. Według Erbudu dobrym rozwiązaniem byłoby użycie zamiast betonu, tak zwanego asfaltobetonu. Wówczas po ułożeniu nowej warstwy nie trzeba będzie czekać miesiąca na to, by nawierzchnia „dojrzała”, a na naprawę wystarczyłoby 10 dni bez mrozu. Beton jest jednak o wiele mocniejszy.
Nie wiadomo, jaka będzie decyzja niskokosztowych przewoźników operujących obecnie z warszawskiego Lotniska Chopina. Zamknięcie pasa do kwietnia to dla nich bowiem ponad czteromiesięczny pobyt na tym drogim lotnisku. Do tego nie ma gwarancji, że port w Modlinie zostanie otwarty w kwietniu. Może to bowiem równie dobrze nastąpić później.
Władze Modlina winą za uszkodzenia pasa obarczają jego wykonawcę, firmę Erbud, która ich zdaniem popełniła błędy przy budowie. Generalny wykonawca twierdzi jednak, że to lotnisko utrudniało pracę przy bieżącym utrzymaniu pasa I stosowało uszkadzające nawierzchnię chemikalia. Koszty naprawy poniesie podwykonawca Erbudu, czeska firma DSH.