Jak podaje Informacyjna Agencja Radiowa, pracownicy na razie wykorzystują zaległe urlopy wypoczynkowe. Władze portu tymczasową restrukturyzację dopuszczają jedynie w ostateczności. Według przedstawicieli lotniska przewoźnicy, którzy do grudnia latali do Modlina, nie mają podstaw, by domagać się odszkodowań.
Jak wyjaśnił Danił, linie lotnicze nie posiadały umowy z lotniskiem w Modlinie, ponieważ jej nie potrzebowały. Aby latać do dowolnego lotniska, wystarczy bowiem zaakceptować cennik oraz zdobyć sloty, czyli zezwolenia na wykonywanie operacji lotniczej w określonych godzinach. Dlatego wbrew doniesieniom medialnym przewoźnicy nie mają, według wiceprezesa lotniska prawa domagać się odszkodowania za częste przekierowania i odwołania lotów, spowodowane mgłą czy złymi warunkami pogodowymi. Podobnie jest z odwołanymi lotami z powodu zamknięcia części pasa startowego.
Lotnisko na zamknięciu części pasa traci dziennie około 150-180 tys. zł dziennie. Kwota ta obejmuje przychody, których port lotniczy nie osiąga, a mógłby. Jednak dzięki nadwyżkom wypracowanym w ciągu sześciu miesięcy działalności, w ciągu których port obsłużył około 900 tys. pasażerów, płynność finansowa spółki nie jest zagrożona – zapewnił Danił.
Terminal pasażerski został zamknięty, aby oszczędzać na ogrzewaniu i elektryczności. Ograniczono liczbę pracowników ochrony lotniska i służb bezpieczeństwa. Cały czas pracują osoby odpowiedzialne za kontrolę drogi startowej.
Nie wiadomo jeszcze, czy i ilu pracowników będzie zwolnionych, ponieważ zależy to od tego, kiedy lotnisko zostanie otwarte. Wówczas władze portu przeprowadzą kalkulacje, czy wystarczy środków finansowych na utrzymanie całej załogi, czy trzeba będzie podjąć inne rozwiązania.