ju
W ubiegłym tygodniu jeden z przewoźników, który generował około 40 proc. ruchu na lotnisku w Modlinie zapowiedział, że nie wróci na podwarszawskie lotnisko. Okazuje się bowiem, że mimo iż władze Modlina zaoferowały wysokie upusty w opłatach lotniskowych, to operowanie z Lotniska Chopina jest dla przewoźnika i tak bardziej korzystne. Druga tania linia do Modlina ma wrócić na początku września – o ile nie zmieni swoich planów. Specjaliści ostrzegają jednak, że jeden regularny przewoźnik nie wyprowadzi inwestycji na prostą, a koszty utrzymania portu będą rosnąć.
- Tanie lotniska obsługujące tanich przewoźników mają szansę wychodzić nad kreskę tylko w przypadku dużego wolumenu pasażerów. Jeden przewoźnik, nawet Ryanair, może takiego wolumenu nie zapewnić. To oznacza ryzyko, że lotnisko będzie ponosić straty – komentuje Sebastian Gościniarek, partner w BBSG Baca Gościniarek i Wspólnicy.
Jak wynika z ustaleń „Rzeczpospolitej”, lotnisko w Modlinie władzom województwa mazowieckiego przyniosło w ubiegłym roku 27,5 mln zł straty. Przypominamy, że 30 proc. udziałów w tej spółce ma Urząd Marszałkowski. Jeśli do portu nie wrócą przewoźnicy, może on mieć problemy z utrzymaniem płynności finansowej. Marszałek Adam Struzik zapowiedział bowiem, że nie przewiduje żadnego wsparcia finansowego dla inwestycji z pieniędzy publicznych.
Zamieszanie z lotniskiem sprawia, że co jakiś czas pojawiają się głosy o odwołaniu członków zarządu lotniska. Według radia PIN ma do tego dojść w najbliższy piątek. Szef rady nadzorczej spółki Marek Miesztalski nie potwierdza jednak tych informacji.
Tymczasem udziałowcy podwarszawskiego portu szukają nowego inwestora. - Lotnisku potrzebny jest dodatkowy kapitał, który posłuży do rozbudowy portu m.in. o cargo – wyjaśnia Marta Milewska, rzeczniczka prasowa urzędu marszałkowskiego. Kto jednak będzie chciał kupić lotnisko, z którego nie chcą latać żadne linie?