Rynek Infrastruktury
Jakub Dybalski, "RynekInfrastruktury.pl": Czy PIR rozpędzi Partnerstwo Publiczno Prywatne?
Maciej Stańczuk, były prezes Polskiego Banku Przedsiębiorczości: Mam nadzieję, bo tej pory brakowało instytucjonalnego wsparcia dla PPP. To do pewnego stopnia zrozumiałe, bo PPP nie było specjalnie potrzebne samorządom terytorialnym. Na początku lat 90–tych w nową rzeczywistość gospodarczą weszły bez żadnego długu. Więc dysponowały kapitałem, mogły iść do banku, czy wyemitować obligacje i miało to dużo większy sens niż wchodzenie w nieco bardziej skomplikowane relacje z partnerami prywatnymi w poszukiwaniu finansowania pozabudżetowego. To ma sens wtedy, gdy mamy napiętą sytuację finansów publicznych.
Ale właśnie sytuacja się zmieniła. Samorządy zaczęły wykorzystywać unijne fundusze, które darmowe, ale trzeba do nich dołożyć własne środki. To spowodowało, że wiele samorządowych budżetów zaczęło trzeszczeć. Dodatkowo od nowego roku obowiązują nowe limit zaciągania długu bezpośrednio na budżet. A mamy nową perspektywę budżetową i nowe środki do wykorzystania. O PPP dyskutujemy w Polsce od 20 lat. Nawet jeśli strona publiczna ogłasza przetargi, to są one często „niekonsumowalne”, bo zdecydowaną większość ryzyka próbuje przerzucić na stronę prywatną. Widzimy jaki jest efekt takiego działania przy okazji budowy autostrad. Firmy się „wykolejają”. Niewiele jest pozytywnych przykładów.
Kilka pierwszych projektów PIR–u będzie miało charakter pionierski. Może spowodować reakcję łańcuchową. Jeśli się udadzą, mogą zachęcić innych. Po drugie to jasny i czytelny sygnał, że projekty PPP to nie jest coś podejrzanego, że robienie interesów z sektorem prywatnym nie jest złem, tylko to dziedzina wspierana przez państwo. To może znacząco zmienić podejście do tego rodzaju przedsięwzięć.
PIR walczy pierwszymi projektami o swoją dobrą markę?
– Na pewno buduje swoją wiarygodność. Prezes Grendowicz podkreśla jak bardzo zależy mu by projekty miały charakter rynkowy i były realizowane w oparciu o jak najlepsze praktyki. Zresztą on wywodzi się ze świata bankowości i zdaje się rozumieć bardzo dobrze jak ważny to element w tym przedsięwzięciu. Trzeba mu życzyć wszystkiego najlepszego, by znalazł takie projekty, które się udadzą, które może z powodzeniem, wraz ze swoim zespołem zrealizować.
Wyraźnie wierzy Pan w powodzenie PIR–u…
– Na początku miałem wątpliwości. Nie znałem zbyt wiele przykładów zaangażowania dużych środków publicznych w spółkę, która miałaby wspierać procesy inwestycyjne. Wszędzie powodzenie takiego projektu zależy od osób, które to realizują. Gdyby to samo byłoby realizowane przez osoby o jasnej konotacji politycznej, to łatwo byłoby sobie wyobrazić, że w końcu byłaby wykorzystywana przez rządzących do ratowania spółek, na których by im zależało. A zawsze znalazłby się jakiś pretekst, że byłoby to prorozwojowe. Widać, że w tym przypadku to nie idzie w takim kierunku i bardzo dobrze, bo byłoby to niebezpieczne.
Nie boi się Pan, że w którymś momencie jednak może się tak stać. Prezes Grendowicz wymienia zasady, na których opiera się PIR – rozwojowość, rynkowość czy promowanie dobrych praktyk – ale zasady zawsze mogą się zmienić, jeśli będzie taka polityczna potrzeba…
– W takim wypadku zmieniałyby się już z innym prezesem. A to odbiłoby się na wiarygodności całego projektu.