Eksperyment z OLT nie powiódł się, ponieważ bilety były zbyt tanie, a blisko połowę wpływów zabierały opłaty lotniskowe i pasażerskie. Jak przypomina „GW”, za leasing samolotów ATR linia lotnicza płaciła dziesięciokrotnie więcej niż za wypożyczenie airbusów. Jak podaje dziennik, w sytuacji kiedy ATR-y wypożyczono z Hiszpanii razem z załogami i mechanikami, aby wyjść na zero, bilet powinien kosztować ponad 1000 zł. Kosztował natomiast często zaledwie 99 zł.
Obecnie wiadomo już, że OLT nie zapłacił swoim kontrahentom około 113 mln zł. Wśród wierzycieli znalazły się polskie porty lotnicze. W sumie kwota zaległości może przekraczać 30 mln zł. Choć lotniska nie chcą przyznać, jakie zaległości pozostawił u nich przewoźnik, wiadomo, że gdański port domaga się od przewoźnika 4,5 mln zł, krakowski natomiast – 1,3 mln zł.
Jak twierdzi Cezary Orzech, rzecznik prasowy lotniska Katowice w Pyrzowicach, najbardziej na upadku OLT cierpią firmy, które musiały kupić części i paliwo, a później OLT im nie zapłacił.
O zwrot pieniędzy upominają się także pasażerowie, którzy kupili u przewoźnika bilety, nie płacąc za nie kartami kredytowymi. Kto zapłacił kartą, łatwo otrzymał zwrot – pisze „Gazeta Wyborcza”.
Projekt OLT Express opierał się na trzech spółkach. Jedna z nich, OLT Express Poland była jednak zbyt biedna, aby upaść – sąd wycenił jej majątek na 800 tys. zł, a koszty upadłości wyniosłyby 5,7 mln zł.
Majątek upadłego przewoźnika OLT Express Regional był nieco większy, bo sięgał prawie 10 mln zł. Głównie był to wart 6 mln zł samolot ATR 72. Do przejęcia maszyny ustawiła się kolejka wierzycieli, jednak jako pierwsze zabezpieczyło go sądownie lotnisko w Gdańsku. Ostatecznie samolot przejmie syndyk, który sprzeda samolot, a majątek podzieli między wierzycieli.