Niski poziom wody w jeziorze Gatun w Panamie powoduje, że przepustowość kluczowego dla globalnego transportu morskiego szlaku żeglugowego pozostaje wyraźnie ograniczona. Opóźnienia statków sięgają nawet czterech tygodni, co spowodowało skokowy wzrost cen za pierwszeństwo na aukcjach, które wynoszą obecnie nawet 4 mln USD. Sytuacja stwarza ryzyko dla stabilności globalnego handlu.
Jak informowaliśmy na łamach “Rynku Infrastruktury” w sierpniu,
zmiany klimatyczne wpłynęły w ostatnich kwartałach na wyraźne ograniczenie przepustowości Kanału Panamskiego. To jeden z najważniejszych szlaków żeglugowych na świecie, obsługujący aż 40% ruchu kontenerowego między wschodnim wybrzeżem Stanów Zjednoczonych a Dalekim Wschodem, co odpowiada 6% światowego transportu morskiego. Został on oddany do użytku w 1914 roku.
W ostatnich latach zakończona została jego rozbudowa, która umożliwiła obsługę dużo większych jednostek o zanurzeniu na poziomie 15 metrów, które cechuje nie tylko wyższa ładowność, ale również wyższa efektywność ekonomiczna i relatywnie niższa emisyjność. Utrzymanie tych parametrów stanowi jednak duże wyzwanie hydrotechniczne.
Dobowa przepustowość spadła ponad dwukrotnieTymczasem w tym roku poziom opadów był najniższy od lat. W efekcie spadł poziom wód w dwóch sztucznych jeziorach, Alajuela i Gatún, które służą utrzymywaniu zakładanego poziomu wód na poszczególnych segmentach systemu śluz tworzących Kanał Panamski. Wobec powyższego faktyczne parametry szlaku żeglugowego dramatycznie spadły, co przełożyło się bezpośrednio na skokowe obniżenie przepustowości.
W październiku bieżącego roku odnotowano najniższy poziom opadów od 73 lat, niższy o 41% niż przeciętnie.Dziś przez Kanał Panamski mogą przepływać 22 jednostki na dobę, podczas gdy przed pojawieniem się problemów – jeszcze w styczniu bieżącego roku – przepływało standardowo 36 statków. Od stycznia dobowa przepustowość obniży się do 20 jednostek, natomiast od lutego – do zaledwie 18 statków. Oznacza to dwukrotną redukcję przepustowości względem stanu wyjściowego, a właściwie ponad dwukrotną, ponieważ dobowy ruch sięgał w przeszłości nawet 40 statków. Nie jest przy tym możliwa obsługa statków o 15-metrowym zanurzeniu – dopuszczalne zanurzenie spadło już o ponad 2 metry, przez co przewoźnicy muszą wykorzystywać mniejsze jednostki lub ograniczać wielkość ładunków na większych statkach. Władze Panamy nie mają jednak innego wyboru, zwłaszcza że przywołane zbiorniki wodne odpowiadają za zaopatrzenie w wodę ponad 50% ludności kraju.
Zatory do czterech tygodni. Czy istnieje alternatywa?Utrudnienia w utrzymywaniu parametrów Kanału Panamskiego uderzają w globalny handel. O ile standardowo przeprawa przez ów szlak żeglugowy trwała 8-10 godzin, dziś statki oczekują na przejście przez niego od jednego do dwóch, a niekiedy nawet czterech tygodni. Część przewoźników w warunkach administracyjnej regulacji ruchu uczestniczy w aukcjach na pierwszeństwo w przeprawie. Ceny za ten przywilej sięgają już obecne 4 mln USD.
Istnieje poważne ryzyko, że dwukrotne obniżenie przepustowości Kanału Panamskiego pogłębi zawirowania w globalnych łańcuchach dostaw i spowoduje dekoniunkturę na światowym rynku żeglugowym. Na zaistniałej sytuacji szczególnie ucierpieć mogą Stany Zjednoczone, ponieważ aż 40% ruchu kontenerowego do tego kraju drogą morską realizowane było dotychczas z wykorzystaniem Kanału Panamskiego. Alternatywne szlaki żeglugowe istnieją, na przykład przez Morze Śródziemne i Kanał Sueski, czy wokół Przylądka Dobrej Nadziei, jednak są skokowo dłuższe, co oznacza wyższe koszty.