mg
- Dziś, według badań z sierpnia – 75 proc. mówi o drogach, a o konieczności inwestowania w kolej – jedynie 17 proc. Kolej nie za bardzo ma dziś co dać ludziom. Wobec tego oni głosują swoimi „czterema kółkami”. Spora część opinii publicznej postawiła na kolei krzyżyk. Rzucanie haseł, że na zachodzie też popełniono taki błąd, że dziś pojawiają się postulaty transportu ekologicznego, nie oddziałuje za bardzo na opinię publiczną - stwierdził Furgalski podczas panelu "Kolej i polityka", który miał miejsce podczas Kongresu Kolejowego.
- Jednak rasowi politycy powinni umieć czasami iść pod prąd. Gdyby chcieli zmienić swoje nastawienie w sprawach kolejowych pojawia się pytanie, czy warto. Reformowanie kolei to jedno, ale potrzeba działań na kilku frontach. Reformowanie będzie boleć – to będą straty społeczne, protesty związków zawodowych itd. 4 lata temu przyjęto błędne założenie, że ze związkami zawodowymi lepiej żyć w polityce miłości, wobec czego należy pewne rzeczy łagodzić i odsuwać. Cały czas zastanawialiśmy się, w którym momencie takie postępowanie zbankrutuje. Dziś wydaje się, że taki moment nastąpił - wskazywał Furgalski.
- Czy polityka powinna być daleko od kolei? Oczywiście zbyt daleko nie może być. Politycy tworzą prawo, które biznes kolejowy może szybko wpędzić w problemy. W Polsce trwa dyskusja na temat kluczowych elementów infrastruktury, na temat stawek za dostęp do niej. Biznes może być mniej lub bardziej rentowny. Politycy powinni mieć odwagę i umiejętność kształtowania opinii społecznej nie tylko hasłami, ale także czynami. Kolej była wymieniana w badaniach opinii publicznej jako jedna z głównych porażek rządu po 4 latach - podkreślił dyrektor w ZDG TOR.
- Gdy John Major brał się za reformę kolejnictwa powiedział, że polityk jest w dwóch przypadkach idiotą: gdy myśli, że jest Napoleonem i gdy bierze się za reformowanie kolejnictwa - zakończył Adrian Furgalski.