Mariusz W.
UEFA przewiduje, że podczas tegorocznych piłkarskich mistrzostwa Europy, z połączeń lotniczych skorzysta więcej pasażerów, niż podczas poprzednich edycji Euro. Jednym z powodów jest większa niż zwykle odległość między miastami. Ale ma na to wpływ również kiepska infrastruktura drogowa i kolejowa, zarówno na Ukrainie jak i w Polsce – podaje portal.
Janusz Piechociński, wiceszef sejmowej komisji infrastruktury podaje, że roczna przepustowość polskich lotnisk sięgnie w tym roku 38,5 mln pasażerów. W 2010 roku były to 23 mln. Według prognoz ULC uwzględniających ogromną falę kibiców, przez polskie porty nie przewinie się więcej pasażerów niż 23,6 mln. A to oznacza, że w zestawieniu z przewidywaną liczbą pasażerów polskie lotniska będą za duże.
Specjaliści mają jednak inne zdanie na ten temat. Liczba pasażerów korzystających z polskich lotnisk rośnie na tyle szybko, że nie można w tym przypadku mówić o przeinwestowaniu. W ostatnich latach wzrost liczby pasażerów lotniczych w Polsce należał do najwyższych na świecie.
ULC prognozuje, ze do 2030 roku liczba pasażerów na polskich lotniskach będzie rosnąć średnio o 5,5 proc. rocznie. To oznacza, że w 2020 roku liczba ta skoczy do 38,2 mln a w 2030 do 59,1 mln.
Jednak aż 80 proc. europejskich lotnisk odprawiających mniej niż 1 mln pasażerów rocznie, przynosi straty. Na dodatek właściciele, walcząc o pasażerów, dopłacają liniom lotniczym, żeby do nich latały. Tak jest w przypadku Szczecina, Bydgoszczy, Rzeszowa, Łodzi i Zielonej Góry. Port Lotniczy Jasionka miał w 2011 roku 15 mln zł strat. Bydgoszcz w 2010 roku zanotowała 5,8 mln zł starty netto, a w 2009 – 19,5 mln zł. Łódź-Lublinek w 2010 roku straciła 19 mln zł, a po trzech kwartałach 2011 roku – 13 mln zł.
Samorządu bardzo często dokładają przewoźnikom miliony złotych, aby ci latali do lokalnych portów. Co najmniej cztery polskie lotniska bez tych dopłat nie miałyby racji bytu – czytamy w „Interii”.