Narastają wątpliwości odnośnie realizacji elektrowni jądrowej na Białorusi, niedaleko Ostrowca. Firmy, budujące siłownię, mają nie mieć odpowiednich licencji, natomiast władze zatajają przebieg prac nie tylko przed społeczeństwem, ale i… budowniczymi – podaje „Belsat”.
Mieszkańcy regionu ostrowieckiego wspominają, że szczegóły odnośnie projektu i jego przebiegu były trzymane w tajemnicy od samego początku. Przed trzema laty pojawiła się informacja, jakoby w podmurówce powstającej elektrowni znajdowały się szczeliny. Jak się później okazało, władze „rozwiązały” problem pod osłoną nocy – wywożąc podmurówkę i zakopując ją w kopalni piasku…
Bez licencjiProblemy na budowie elektrowni
ujrzały światło dzienne w tym roku. W nocy z 9 na 10 lipca, podczas przygotowań do instalacji korpusu elektrowni, 330-tonowa konstrukcja została rzekomo upuszczona z wysokości około 4 m na skutek zerwania się z dźwigu. Reaktor miał zostać wtedy uszkodzony. Władze, które konsekwentnie zaprzeczały milczały na temat zaistnienia podobnej sytuacji, w końcu potwierdziły zdarzenie. Pomimo deklaracji dyrekcji budowy o zwolnieniu odpowiedzialnego za wypadek podwykonawcy – rosyjskiej firmy Siezam, okazało się, że przedsiębiorstwo nadal wykonuje usługi przy realizacji siłowni.
„Belsat” poinformowała także, że Siezam najprawdopodobniej nie posiada odpowiedniej licencji o kategorii 1, na którą na Białorusi czeka się bardzo długo. Firma dopiero stara się o otrzymanie odpowiedniego pozwolenia.
Jak podaje „Belsat”, system przyznawania licencji na Białorusi jest bardzo zbiurokratyzowany.
„Fakt, że przez dwa i pół roku jeden z głównych podwykonawców nie był w stanie go otrzymać nie musi świadczyć o jego niekompetencji. Niepokoi jednak, że władze są bezkompromisowe w kwestiach posiadania licencji u wykonawców na zwyczajnych budowach, a w przypadku elektrowni atomowej idą na kompromisy jeżeli chodzi o bezpieczeństwo” – czytamy. Wszystko po to, by zaoszczędzić czas i pieniądze.
Zagrożenie dla Polski?O pojawiających się wątpliwościach, dotyczących bezpieczeństwa ostrowieckiej inwestycji,
pisaliśmy już wcześniej. Pod koniec sierpnia tego roku, zaniepokojenie realizacją projektu atomowego wyraziła prezydent Litwy, Daria Grybauskaite. – Budowana na Białorusi w Ostrowcu elektrownia atomowa, w odległości 50 km od Wilna, może być wykorzystana w sposób niekonwencjonalny przeciwko państwom bałtyckim – mówiła w wywiadzie.
Zgodził się z nią szef litewskiego resortu energetyki, który przypomniał, że siłownie jądrowe mają trzy strefy zagrożenia, w zależności od odległości: w promieniu 100 km, 300 km i 1000 km. Jego zdaniem, względem ostrowieckiej elektrowni jądrowej do pierwszej strefy zagrożenia zalicza się Wilno, do drugiej Ryga i północ Polski, natomiast do ostatniej – Szwecja, Niemcy i pozostałe państwa europejskie.
Białoruska elektrownia jądrowa jest budowana zgodnie z rosyjskim projektem generacji 3+ wykorzystującym dwa bloki energetycznych z reaktorami WWER-1200 o mocy ok. 1200 MWe każdy. Projekt jest realizowany 18 km od położonego w Grodzieńskim obwodzie miasta Ostrowiec.