Eurolot powinien być wynagradzany z dochodów pochodzących ze sprzedaży biletów prowadzonej przez LOT. Jednak przewoźnik nie zobaczył w zeszłym roku dużej części wynagrodzenia, a do opłacenia pozostała mu spora część rachunków za obsługę samolotów i pasażerów w portach lotniczych – podaje „DGP”.
Ministerstwo Skarbu Państwa, choć potwierdza stratę Eurolotu, tłumaczy ją jednak w inny sposób. Według Magdaleny Kobos, dyrektor biura komunikacji społecznej MSP, istotny wpływ na stratę przewoźnika miały nie relacje handlowe z LOT-em, ale koszty technicznej obsługi wyeksploatowanych samolotów ATR, użytkowanych przez spółkę. Jak informuje „DGP” koszty te były jednak niższe niż te, które Eurolot poniósł z tego tytułu w zeszłym roku o 20 mln zł. Wynosiły one 64 mln zł.
Problem wzajemnych rozliczeń pomiędzy spółkami podnoszony był już w sprawozdaniach finansowych z przeszłości. „DGP” przypomina dokument z 2010 roku, w którym mowa o tym, że wzajemne rozliczenia z LOT-em to podstawowe ryzyko finansowe dla spółki. Wówczas bowiem 99 proc. należności handlowych Eurolotu przypadało na LOT. W ostatnim czasie ten stosunek uległ zmianie, ale nadal pozostaje wysoki. Dla przykładu „DGP” podaje, że w 2011 roku na własną rękę udało się przewieźć Eurolotowi 47 tys. pasażerów, podczas gdy na rzecz LOT-u było to aż 800 tys. osób.