W 2009 r. rząd ruszył. do budowy elektrowni atomowej z ogromnym entuzjazmem. Była mowa o wielkim, wręcz cywilizacyjnym wyzwaniu, mimo, że elektrownia ma kosztować ok. 50 mld zł. Ale entuzjazm w rządzie zaczął powoli opadać gdy przekonywano się o skali trudności.
Po pięciu latach po stronie „ma” możemy zapisać:
- W ramach tzw. pakietu atomowego przygotowano szereg przepisów, ustanawiających m.in. wyśrubowane normy bezpieczeństwa.
- Zaczęto dyskusję społeczną na temat energetyki atomowej. Okazało się, że większość Polaków jest za, choć poparcie stopniało po awarii w elektrowni w japońskiej Fukushimie. Ale ostatnie badania opinii publicznej (patrz graf) pokazują, że efekt Fukushimy minął, zwolennicy energetyki atomowej przeważają nad przeciwnikami. Co ciekawe, w sondażach ponad 70 proc. Polaków uznaje ten temat za ważny. Przydałaby się profesjonalna kampania informacyjna. Resort gospodarki rozpoczął ją, pierwsze spoty trochę rozczarowały, ale urzędnicy mówili, że to dopiero początek. Po kilku miesiącach zakończono kampanię - minister finansów zabrał pieniądze.
- Przeszliśmy kontrolę Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej.
- Udało się wyłonić trzy potencjalne lokalizacje (Żarnowiec, Choczewo i Gąski, choć w tej ostatniej miejscowości jest silny opór społeczny). W 2013 r. PGE zleciła Australijczykom z Worley Parsons techniczne badania w tych trzech wskazanych miejscach.
- Ruszyły też wstępne rozmowy z potencjalnymi partnerami, którzy później przystąpią do zintegrowanego postępowania, w którym wybrane zostaną firmy dostarczające technologię, budujące i finansujące budowę.
- podpisano umowę o współpracy przy budowie jądrówki między PGE, a trzema innymi spółkami skarbu państwa – KGHM, Tauronem i Eneą. Zawarto ją dopiero w zeszłym roku. Opóźnienie obciąża prezesa PGE ( 2008-2011) Tomasza Zadrogę, który twierdził, że PGE zbuduje elektrownię sama, choć eksperci już wówczas ostrzegali, że to nierealne.
Po stronie „winien” jest niestety długa lista zaniechań i opóźnień. Jakich? – Czytaj dalej w serwisie WysokieNapiecie.pl