Arek Kowalczyk
Każdy chyba już się w tym gubi zupełnie, bo te perełki nadawane w najlepszych czasach oglądalności, odróżnić można jedynie po tym, czy jury siedzi tyłem, bokiem czy do przodu, a sami kandydaci czy tylko śpiewają czy też czasami i zatańczą. Formuły i scenografie się mylą, nowe odkrycia fałszują niemiłosiernie, a konia z rzędem temu, kto wymieni poprawnie skład pełnego jury nie myląc TVP z TVN i Polsatem.
Na tym tle pojawiają się nawet jeszcze dodatkowe nowości, włączyłem kanał i zobaczyłem program pod niezwykła nazwą „Ta twarz brzmi znajomo”. Jak się okazuje wyobraźnia kreatorów jest nieograniczona i teraz w programie śpiewający przebierają się za dawne i obecne gwiazdy sceniczne i robią show. Przez chwilę zastanawiałem się po co, ale potem zrozumiałem (może błędnie). Podobno to występowali jacyś aktorzy, a oceniali jacyś znani ludzie, niestety nie poznałem nikogo (i pewnie też nikt z oglądającej publiczności), ale za to bezbłędnie rozpoznałem za kogo się przebierali. Tak więc doszliśmy do czasu, kiedy każdy może robić za gwiazdę i każdy za jurora, bo nawet jeśli jest się bufetową w stołówce jakieś stacji telewizyjnej, to przecież mogą włożyć na głowę maskę albo przypasować twarz na czarno.
Niestety w wydarzeniach politycznych już nie tak śmiesznie. Sytuacja rozwija się według najgorszych scenariuszy i świat początku XXI wieku w zadziwiający sposób przypomina Europę z niespełna wiekiem wcześniej. Wcielenie Krymu do Rosji staje się faktem i już bez ogródek, to prawie fotografia jak Anschluss Austrii (Hitler i rok 1938). Wówczas też wszystko stało się prawie bezkrwawo i prawie bezboleśnie (poza częścią nazistowskich przeciwników politycznych emigrujących, pozbawianych majątków lub wysłanych do obozów), a wola narodu została potwierdzona w referendum, w którym ponad 99% głosów było za. Teraz w zapowiedzianym na 16 marca, referendalnym przedstawieniu woli Rosjan mieszkających na Krymie (reszta mieszkańców nie weźmie przecież udziału) łatwo przewidzieć podobny wynik, na pewno oscylujący powyżej 95%.
Krym jest już więc częścią Rosji, a warto pamiętać, że po Anschlussie w 1938 potem były czeskie Sudety (zamieszkałe przez niemieckojęzyczna mniejszość), co znowu budzi nagle podświadome skojarzenia z wschodnio-rosyjsko-mniejszościową Ukrainą, która będzie dla Rosji następna. Dwa kroki dalej i każdy zna historię z liceum, jedyna nadzieja, że jednak ktoś się jej trochę nauczył. Wojna z Rosją staje się wiec faktem – oczywiście nie na płaszczyźnie czołgów i samolotów (a właściwie w obecnych czasach dronów i cyberataków) i miejmy nadzieję że nigdy do niej nie dojdzie. Teraz to wojna gospodarcza, przeciąganie liny w ograniczeniach eksportowych i dostępie do rynków, ale przede wszystkim ograniczaniu zależności energetycznej. Problem jest widoczny dla każdego, dopóki Europa jest zależna od Rosji nie tylko jako partnera handlowego w rynku zbytu swoich produktów, ale zwłaszcza jako dostawcy gazu i ropy naftowej, dopóty reakcja na obecne i ewentualne kolejne Anschlussy będzie ograniczała się do protestów, nagłych spotkań ministrów i przelotu kolejnych samolotów na lotniska bliżej wschodnich granic. Jednak już od marca 2014, cała europejska polityka (przynajmniej na pewno polska) będzie przestawiała się na dywersyfikacje dostaw surowców energetycznych, produkcję energii z własnych źródeł i budowie zbiorników rezerwowych na wypadek wojen gazowo-paliwowych. Polska jest na początkowo-środkowym etapie tej drogi, zbudowane (ale niektóre niedokończone) nowe zbiorniki gazu i port LNG w Świnoujściu (niedokończony) i tzw. rewersowe połączenia z gazowym systemem europejskim.
Pisałem już że chyba europejska polityka klimatyczna jest skończona, a przynajmniej polskie weto do każdej próby jej zaostrzania już pewne, wzmocnione dodatkowo backupem państw bałtyckich też znających historię z podręczników. Energetyczne siłowanie z Rosją jest bowiem jak najbardziej uzasadnione, cała obecna nowo-imperialna polityka Putina oparta jest na przychodach z wysoko wycenianych surowców. To ten rosnący trend cenowy ostatnich lat spowodował, że procent przychodów Rosji z eksportu surowców podskoczył z 35% do ponad 50% dziś, i jak widać to właśnie gospodarka rosyjska jest całkowicie uzależniona od światowych wahań cen paliw. Jakiekolwiek perturbacje i piki cenowe to kolejne wpływy na konta walutowe ale i jednocześnie, nowe technologie, nowi gracze na światowych rynkach i cena ropy naftowej poniżej 60$ za baryłkę i gazu poniżej 250 $ za 1000 m3 na rynkach światowych – to właściwie natychmiastowy kres imperium.
Długoterminowo – rewolucja łupkowa, może i USA jako światowy eksporter LNG (niestety dopiero za 5-10 lat), może własne zasoby i spadające ceny z dostaw bliskowschodnich – to najlepsze gwarancje bezpieczeństwa nie tylko energetycznego ale i politycznego w dzisiejszej Europie. Przed Polską… bardzo trudne lata, wielkie wyzwania i wielkie inwestycje i bardzo trudny okres lawirowania pomiędzy europejską zwyczajową polityką łagodzenia i poklepywania, a naszym zwyczajowym położeniem na pierwszej linii frontu. Patrząc dziś na newsy wiadomości i spotkania międzynarodowych polityków, tytuł głupich programów „Ta twarz brzmi znajomo” raczej budzi złowieszcze skojarzenia.