Konrad Świrski
„Polska – kraj węgla i stali” – jak każdy z nas wie, przez różne odmiany wierszyków w przedszkolu i chyba tez nieśmiertelnych recytacji w „Misiu”. I nie było w tym żadnej przesady, bo węgiel i stal były podstawą gospodarek przez cały początek i środek XX wieku. W końcu pierwowzór naszej obecnej Zjednoczonej Europy powstał w roku 1952 pod nazwą Europejska Wspólnota Węgla i Stali właśnie.
Pożegnie mitu
Europejskie zmiany od lat 50-tych podważyły jednak szybko ten mit. Przejście na paliwa naftowe i gaz, z jednej strony zasilanie europejskimi złożami z szelfu północnego, ale przede wszystkim zgoda na uzależnienie od importu ropy (kierunek bliskowschodni) i gazu (Rosja) zmieniła obraz Europy z samowystarczalnego kontynentu, na globalnego importera, uzależnionego od dostaw surowców energetycznych.
Od niedawna górnictwo wróciło na pierwsze strony polskich gazet w ponurych pomrukach nadciagającej burzy. Problem zaczyna być gigantyczny, bo sektor wydobywczy (węgiel kamienny) wpadł w gwałtowny ciąg strat finansowych – jeszcze lata 2011 i 2012 pokazywały kolorowe słupki na plusie, pierwszy symptom po dokładnym zliczeniu roku 2013 (około 320 mln strat) i teraz – katastrofalne wyniki po pierwszym półroczu (ponad minus 700 mln). Górnictwo staje się realną „czarna dziurą” gdzie należy za chwilę pompować wielkie wsparcie kapitałowe bez żadnego pomysłu jak ta dziurę zalepić.
Bolesne problemy
Problem jest właściwie książkowym przykładem rozdziałów o zarządzaniu zmianą. Problemy górnictwa są dość dobrze zdefiniowane i nawet wiele razy przedstawiano wizje programów naprawczych, które miały jednak jeden efekt uboczny – bolały. Polski węgiel kamienny (z obecnej struktury wydobycia w wielu przestarzałych i drogich kopalniach) nie jest w stanie konkurować z zagranicą, część kopalń musi zostać zamkniętych, a samo wydobycie musi zoptymalizować koszty.
Oczywiście należy też uporządkować rynek detaliczny i przesunąć część marż w kierunku kopalń. Jednocześnie, jeśli myśli się o dalszym udziale węgla kamiennego w polskim miksie energetycznym, konieczne są inwestycje, być może (paradoksalnie) nowe kopalnie, bo obecne złoża pokazują już perspektywę wyczerpania. Jednak, aby przeprowadzić takie zmiany potrzebna jest determinacja i zgoda (albo przełamanie oporu) zarówno związków zawodowych, jak i mentalnego podejścia do górnictwa.
Zmiana rodzi opór
Z klasycznej teorii zarządzania zmianą (Change Management) wiadomo, że zmiana rodzi opór, a przeprowadzenie zmiany z sukcesem można planować dopiero, jeśli stworzy się warunki do przezwyciężenia oporu (dlaczego mamy się zmieniać). Z tego wynikają problemy wszystkich firm – dopóki wyniki są dobre (lub choćby nie katastroficzne) niechęć do zmian jest wielka – wobec tego wszystko zostaje po staremu. Możliwość restrukturyzacji powstaje dopiero przy widmie bankructwa lub wielkich problemów finansowych – ale zwykle wtedy na zmiany jest już za późno, albo zmiana kosztuje bardzo wiele.
W Polsce nie doczytano podręczników i przegapiono najlepszy czas na zmiany w okresie wysokich cen paliw. Sami nie zdajemy sobie sprawy, ale mniej więcej od roku 2002 poziom cen surowców energetycznych wzrósł czterokrotnie (!).