Mariusz Nowacki
Myślę tutaj o art. 51. 1. Pzp, który stanowi że: „Zamawiający zaprasza do składania ofert wykonawców, którzy spełniają warunki udziału w postępowaniu, w liczbie określonej w ogłoszeniu zapewniającej konkurencję, nie mniejszej niż 5 i nie większej niż 20 (…)”. Dalej można przeczytać: „Jeżeli liczba wykonawców, którzy spełniają warunki udziału w postępowaniu, jest większa niż określona w ogłoszeniu, zamawiający zaprasza do składania ofert wykonawców wyłonionych w sposób obiektywny i niedyskryminacyjny.”
Zamawiający źle wykorzystuje prekwalifikację
Powyższe oznacza, że to od tylko i wyłącznie zamawiającego zależy ile firm dopuści do drugiego etapu postępowania. Podobnie jak i to w jaki sposób chce dokonać oceny spełniania przez wykonawców warunków udziału w postępowaniu. To właśnie jest szansa dla zamawiającego, by tak sformułować te warunki i tak dobrać liczbę podmiotów, które zostaną dopuszczone, by wybrać wiarygodnego, rzetelnego i potrafiącego się wywiązać z zamówienia wykonawcę. Ale chcąc wybrać najlepszego, trzeba jednak podjąć decyzję i dokonać prawdziwej preselekcji.
Osoby odpowiedzialne w GDDKiA, największego publicznego zamawiającego ostatniej perspektywy finansowej, zdają się nie rozumieć znaczenia wskazanego na wstępie artykułu jak i swojej roli w kreowaniu rynku wiarygodnych wykonawców. I pewnie dlatego w ostatnich dniach ze zdumieniem stwierdziłem, że stare powiedzenie „Polak przed szkodą i po szkodzie głupi” jest niestety cały czas aktualne.
Przypomnę w tym miejscu, że wiele się ostatnio mówiło i pisało o nierzetelnych wykonawcach realizujących kontrakty drogowe. Wszyscy w naszym kraju, włącznie z tymi zatrudnionymi przez nas w Sejmie i Senacie zastanawiali się nad tym jak zmienić ustawę Prawo zamówień publicznych, celem pozbycia się problemu nierzetelnych, przerywających prace Wykonawców z kupionymi referencjami. Mogę tylko z przykrością stwierdzić, że większość z tych osób rozważających wprowadzenie nowego prawa (w tym przedstawiciele GDDKiA), nie dostrzega pozytywnych możliwości jakie są zawarte w ramach istniejących obecnie przepisów, w tym zwłaszcza przywołany przeze mnie na wstępie artykuł.
Fikcyjna selekcja oferentów
Kilka dni temu nasze media szumnie i dumnie zapowiedziały zakończenie pierwszego etapu przetargu na budowę autostrady A1 odcinek G: węzeł Blachownia – węzeł Zawodzie. Z ciekawości zerknąłem na wyniki tzw. prekwalifikacji, których zadaniem jest wyselekcjonowanie firm z potencjałem większym od firm z potencjałem mniejszym po to, aby na drugim etapie przetargu, w którym najważniejszym kryterium jest kryterium ceny, mogły rywalizować ze sobą firmy o zbliżonym potencjale, ale takie które zagwarantują ukończenie zadania. Przedmiotowa preselekcja pozwala na wyodrębnienie firm idealnych pod dane zamówienie tj. firm mających doświadczenie w realizacji dużych kontraktów, posiadających wysokiej klasy sprzęt budowlany, doświadczony i zgrany personel, który nie popełnia błędów w szacowaniu ryzyka i wycenie kosztów realizacji zamówienia.
Niestety wyniki preselekcji jednoznacznie wskazują, na to że GDDKiA po raz kolejny nie wyciągnęła wniosków z nieodległej historii, w tym z porażek z realizacją wielu kontraktów dotyczących budowy autostrad A1, A2 i A4 oraz szeregu odcinków dróg ekspresowych, i nie wykorzystała możliwości jakie daje art. 51. 1. Pzp. Otóż na pierwszym etapie rzeczonego postępowania wnioski o udział w postępowaniu złożyły 23 firmy, które GDDKiA porównała pod kątem spełnienia wymyślonych przez siebie warunków „jakościowych”, przyznając punkty od 1 do 20.
Po dokonaniu oceny, zamawiający – GDDKiA – zestawił i uszeregował wykonawców w kolejności zależnej od ilości uzyskanych punktów, [Informacja o wynikach oceny spełniania warunków udziału w postępowaniu wraz z przyznaną punktacją] przy czym:
• tylko jedna firma nie spełniła warunków udziału w postępowaniu,
• najlepsza firma uzyskała 19 punktów,
• druga - 18 punktów,
• trzecia - 10 punktów,
• czwarta i piąta - 9 punktów,
• szósta i siódma - 8 punktów,
• od ósmej do jedenastej – 7 punktów,
• dwunasta – 6 punktów,
• trzynasta do piętnastej - 5 punktów,
• szesnasta i siedemnasta – 3 punkty,
• od osiemnastej do dwudziestej drugiej - 2 punkty.
Do drugiego etapu postępowania – składania ofert - zaproszono 20 firm (!!!), a więc i tą która uzyskała 19 punktów i te, które uzyskały 2 punkty! A żeby trochę pobawić się statystyką (którą tak uwielbiają w GDDKiA) wskażę, że dziewięć dopuszczonych do drugiego etapu przetargu firm miało poniżej 31% procent maksymalnej liczby punktów.
Wszystkie zaproszone firmy dostały „przepustkę” do drugiego etapu przetargu, gdzie będą rywalizowały z innymi firmami jak równy z równym, pomimo faktu, że w zakresie specyficznych wymogów zamawiającego wskazanych w pierwszym etapie postępowania przetargowego, zaproszone firmy dzieli przepaść. Pięć ostatnich firm było prawie dziesięć razy gorszych pod względem przyznanych punktów, od firmy z pierwszej pozycji.
Czy ktoś w świetle powyższego porównania rozumie w jakim celu robi się prekwalifikację i sztucznie przedłuża proces procedury przetargowej, skoro do drugiego etapu przetargu dopuszcza się 87% firm biorących udział w pierwszym etapie przetargu?
Uważam, że w sytuacji w której w branży drogowej mamy najczęściej do czynienia z ponad 20 oferentami, nie powinno się zaprosić do dalszego etapu przetargu więcej niż 50% firm i powinien być ustawiony maksymalny limit dziesięciu oferentów. W krajach Europy zachodniej, najczęściej po prekwalifikacjach do dalszego etapu zaprasza się tylko pięć firm.
Działanie takie w żadnym wypadku nie stanowiłyby ograniczenia konkurencyjności! Być może składane oferty byłyby wtedy odrobinę wyższe. Jednak minimalnie wyższa cena zagwarantuje to, że złożona oferta będzie wyceniona bez zbędnego ryzyka, a doświadczeni wykonawcy nie będą konkurowali z firmami, które pozyskują nic nie warte gwarancje z chińskich banków, których nikt nie jest w stanie wyegzekwować (wide problemy GDDKiA z gwarancjami firmy Covec).
W tej sytuacji może pojawić się pytanie: dlaczego akurat dziesięć firm a nie jedenaście? Propozycja wynika z analizy prekwalifikacji kilku przetargów. Docelowo jednak, proponuję wprowadzenie zmiany do art. 51 uPzp po to, aby dać możliwość Zamawiającym, wzorem uczelni wyższych, wprowadzenia na etapie pierwszego etapu przetargu, minimalnych widełek procentowych uzyskanych punktów, które pozwalają na „zaliczenie przedmiotu”.
I tak w sytuacji nieuzyskania przez oferentów, określonego w ogłoszeniu o przetargu limitu np. 51% wszystkich możliwych do zdobycia punktów, firmy byłyby wykluczane z postępowania.
Proste i powszechnie stosowane, tylko dlaczego nie w polskich zamówieniach publicznych?
Po właściwym przeprowadzeniu prekwalifikacji, szansa na wybudowanie autostrady w podstawowym Czasie na Ukończenie wzrośnie zdecydowanie bardziej, ograniczając jednocześnie ryzyko ponoszenia dwukrotnych kosztów wykonywania projektów w systemie projektuj i buduj oraz spłacania nieopłaconych podwykonawców i dostawców. Nie do pominięcia są też koszty społeczne braku wybudowania autostrady (wypadki i ofiary śmiertelne na drogach alternatywnych do niewybudowanej autostrady) oraz wzroście cen podczas kolejnego przetargu na dokończenie autostrady.
Wszystko to w naszych rękach i mądrych przed szkodą głowach.