Rynek Infrastruktury
W materiale cytowano m.in. wypowiedź Jarosława Teterycza, specjalisty ds. pomiaru prędkości., który wyjaśnił, że policja posiada różnego rodzaju radary, m.in. laserowe, które mierzą prędkość pojazdu wskazanego przez znacznik. Kłopot z nimi jest jednak taki, że znacznik musi być poprawnie ustawiony, gdyż w przeciwnym razie to policjant decyduje, który kierowca zostanie ukarany.
Sprawa ma podwójne dno. Jedno dotyczy bezpośrednio wadliwości sprzętu: jeśli nie łamiący przepisów kierowcy są wskutek nieprecyzyjnych pomiarów niesprawiedliwie karani, to rolą KGP i MSW jest podjąć natychmiastowe działania (inwestycyjne i prawne), by problem rozwiązać. Drugie dno jest natomiast znacznie głębsze: dotyczy bowiem całości spojrzenia opinii publicznej na kwestię przestrzegania przepisów drogowych.
Larum podnoszone jest w każdej sytuacji, która może świadczyć na niekorzyść „polityki mandatowej”. Suchej nitki nie zostawia się na fotoradarach montowanych w środku lasu czy też przy wjeździe do miejscowości, które w swoich gminnych budżetach zakładają, że ponad połowę wpływów budżetowych będą czerpać z fotoradarów. Także po wyroku sądu w Gnieźnie już pojawiły się komentarze, iż polityka finansowa rządu opiera się na łataniu deficytu budżetowego wpływami z mandatów.
Święcie oburzonym zazwyczaj umykają jednak w takiej sytuacji z pamięci policyjne statystyki mówiące o 4 tys. ofiar śmiertelnych rocznie, zamieszczane w internecie filmy, na których kierowcy TIR-ów wyprzedzają „na trzeciego” czy też codzienny widok krzyży i pluszowych zabawek na przydrożnych drzewach.
Dlatego też, jeśli wyrok sądu w Gnieźnie miałby przynieść – jak to skomentowano w „Faktach” – rewolucję na polskich drogach, to jedynie w zakresie modyfikacji wadliwego systemu, ale nie jego zliberalizowania.