Jak podała spółka w lakonicznym komunikacie, do czasu wyłonienia następnego prezesa zarząd będzie działał w dwuosobowym składzie (Michał Lubieniecki i Przemysław Sztandera). Rada nadzorcza nie podała powodów tej nagłej zmiany. W oświadczeniu przesłanym do mediów Mariusz Grendowicz nie omieszkał zaznaczyć, że decyzja rady o jego odwołaniu nie była jednogłośna.
„Moja misja w roli prezesa Polskich Inwestycji Rozwojowych dobiegła dziś końca. Stało się to szybciej niż mogłem się tego spodziewać. Decyzję Rady Nadzorczej, choć nie jednogłośną, przyjmuję do wiadomości” – czytamy w oświadczeniu Mariusza Grendowicza.
Właścicielem 100 proc. akcji spółki jest Skarb Państwa (bezpośrednio i za pośrednictwem BGK). Spółka PIR istnieje od 18 miesięcy. Rząd stworzył ją po to, by wspomagała finansowo (z pieniędzy pochodzących z prywatyzacji) duże projekty infrastrukturalne. Przez ten czas PIR przeanalizował 53 projekty, z których 8 wstępnie przyjął. Prezes Grendowicz zdążył jednak podpisać tylko jedną umowę inwestycyjną: spółka ma wyłożyć 430 mln na poszukiwania ropy naftowej na dnie Bałtyku, czego podjął się Lotos.
Z wcześniejszych spekulacji mediów wynika, że powodem odwołania Grendowicza była zbyt duża opieszałość PIR przy wdrażaniu projektów. Jednym z celów spółki było wspieranie procesu inwestycyjnego podczas spodziewanego spadku tempa dopływu pieniędzy pomocowych z UE, a więc w tym i kolejnym roku. Jest bowiem bardzo prawdopodobne, że zanim miliardy euro przysługjące Polsce w ramach nowej unijnej perspektywy budżetowej na lata 2014-2020, popłyną szerokim strumieniem nad Wisłę minie wiele miesięcy.
Prezes Mariusz Grendowicz w rozmowie z nami kilka dni temu tłumaczył, że przygotowanie dużych projektów infrastrukturalnych musi zajmować sporo czasu – prace nad tym pierwszym trwały aż 10 miesięcy. Swojemu następcy pozostawił w szufladzie kolejne 3 projekty. Jeśli zostaną niebawem sfinalizowane, do końca 2015 roku PIR wyda 10 mld zł.