Średnio ponad 30 tys. zł kosztują miejsca garażowe na rynku pierwotnym w Warszawie i w Krakowie. Za miejsce dla swojego auta w innych polskich metropoliach trzeba zapłacić średnio ponad 25 tys. zł. To o 15 proc. więcej niż w zeszłym roku. Rzecz w tym, że w Polsce jedni płacą za miejsce dla auta 30 tys. zł a inni… 30 zł.
Ceny miejsc postojowych przeanalizował Bankier.pl korzystają c z danych zebranych przez
RynekPierwotny.pl. Samochód to kosztowne narzędzie służące do poruszania się po mieście, ale, co ciekawe, chętnych na wydanie kilkudziesięciu tysięcy złotych na miejsce parkingowe nie brakuje. Dla deweloperów garaże pod budynkiem, albo przed nim, wydają się nawet pewniejszą inwestycją, niż… mieszkania. Jeśli wszystkie miejsca parkingowe nie zostaną sprzedane z dniem oddania budynku do użytku, to zwykle znajdują nabywców w ciągu kilku kolejnych miesięcy. Niektórzy kupują je w celach inwestycyjnych.
Prostokąt za 30 tys. zł
Średnia cena miejsca parkingowego w podziemnym garażu, przy analizie sześciu największych rynków mieszkaniowych w Polsce (Warszawa, Kraków, Łódź, Poznań, Wrocław, Gdańsk) to dziś 28,8 tys. zł przy cenie 25,2 tys. z końca 2017 r. Najwięcej średnio trzeba zapłacić w Warszawie (32,9 tys. zł) i w Krakowie (31,8 tys. zł). W pozostałych miastach ceny wahają się między mniej więcej w granicach 20–35 tys. zł. Ale w Krakowie są nieruchomości oferujące garaż za 60 tys., a w stolicy nawet za 89 tys. zł za miejsce.
Tańsze są miejsca postojowe na powierzchni (łatwiejszy dostęp, ale jednak w zimie trzeba odśnieżać, a w lecie się nagrzewa). Te kosztują zwykle kilkanaście tysięcy złotych, rzadko więcej niż 20 tys. zł.
Przepisy nie regulują jednoznacznie liczby miejsc parkingowych przy inwestycjach. Powstają i takie, w których ich nie ma. Deweloperzy zwykle jednak starają się je budować, bo, jak wyżej wspomnieliśmy, schodzą na pniu, a przede wszystkim dla wielu Polaków są niezbędnym warunkiem kupna mieszkania. Według obowiązujących przepisów takie miejsce postojowe powinno mieć 5 m długości i 2,5 m szerokości.
Prostokąt za 30 zł
Teoretycznie im lepsza lokalizacja, np. im bliżej centrum miasta, tym miejsce garażowe lub postojowe droższe. Nie dziwi więc, że kierowcy szukają sposobu, by kilkudziesięciu tysięcy złotych nie wydawać. W Polsce akurat mają taką okazję. Opłaty parkingowe w strefach płatnego parkowania w centrach miast są minimalne (maksymalnie 3 zł za pierwszą godzinę, 50 zł za brak opłaty) i dopiero jesienią, po raz pierwszy od kilkunastu lat) będą mogły zostać podniesione. Nie dziwi więc że ulice są zastawione autami, bo po prostu opłaca się je tam zostawić.
Co więcej wiele miast stosuje specjalne stawki dla mieszkańców danych stref. W Warszawie opłata wynosi 30 zł rocznie. W efekcie „mieszkańców” uprawnionych do pozostawienia swojego auta za bezcen jest dziś więcej niż miejsc postojowych.
Teoretycznie dla deweloperów budujących w obszarach śródmiejskich powinno to stanowić kłopot. Ale najwyraźniej nie stanowi, bo i tak znajdują chętnych na zapłacenie dużych pieniędzy za garaż. Taki wydatek stanowi gwarancję, że miejsce na samochód zawsze będzie czekało, w przeciwieństwie do parkingu przy ulicy.
Wskazuje to jednak również na to, że popyt na miejsca parkingowe jest tak wielki, że zaspokojenie go wydaje się po prostu niemożliwe. Problem można rozwiązać jedynie przez odzwyczajanie mieszkańców miast od korzystania z aut. To odbiłoby się z korzyścią również dla tych, którzy przy samochodzie będą musieli pozostać, bo zmniejszy się liczba „konkurentów” do miejsc parkingowych.