Można więc było wypracować model współpracy i uzgodnić, co można i czego nie można zlecając zamówienie publiczne. Podjęto nawet próbę prowadzenia „dialogu” z GDDKiA w tych kwestiach, lecz w praktyce bez znaczących sukcesów. To, co udaje się we współpracy z GDDKiA, to ustalanie katalogu rozbieżności.
Choć oficjalnie „dialog” jest kontynuowany, to praktyce nie istnieje i GDDKiA w sposób nieskrępowany wprowadza do umów co raz to nowe represje wobec wykonawców, licząc, że jeśli ich pomysł nie zostanie skutecznie zaskarżony, to stanie się normą. W ostatnio opublikowanym przetargu na nadzór nad budową S17 i POW (zamówienia wielkiej skali) oprócz wielu pułapek na wykonawców wprowadzono zapis, który mówi wprost, że za dodatkową pracę (nadzór nad robotami dodatkowymi) wykonawca nie dostanie nic. Oczywiście w tymże kontrakcie szczegółowo opisano, jak wykonawca powinien postępować, jakich procedur dochować, kogo dodatkowo zatrudnić i jakie czynności wykonywać w takich okolicznościach, ale wyraźnie zaznaczył, że za to wykonawcy „nie przysługuje dodatkowe wynagrodzenie ponad wynagrodzenie ustalone w Umowie.”
GDDKiA dopuszcza, że mogą takie roboty wystąpić i że trzeba będzie za nie zapłacić wykonawcy robót, ale jednocześnie uznała, że wykonawcy usługi już nie. Warto wspomnieć, że roboty dodatkowe występują zawsze, a są kontrakty, dla których wartość prac dodatkowych przekracza nawet 30 procent wartości kontraktu. Istnieją systemy gospodarcze oparte na niepłaceniu za wykonane usługi, dostawy lub roboty, lecz wszystkie one opierają się na wyzysku, pracy niewolniczej lub kradzieży i nie są właściwe społeczeństwom demokratycznym, którym mamy ambicję się stać.
Jako przedsiębiorcy zrzeszeni w różnych organizacjach branżowych uważamy – inaczej niż GDDKiA – że za wykonaną pracę należy się wynagrodzenie. Będziemy starali się dowieść tego, że istnieją pewne pryncypialne zasady, które choć są oczywiste – dla niektórych instytucji lewitujących ponad rzeczywistością stały się niewiążącym komunałem.
Będziemy więc odwoływać się do KIO, licząc że zostaniemy zrozumiani. Bez względu na wyrok Izby, każdorazowe zasięgnięcie jej opinii kosztuje ok. 20 tys. zł. Jeśli dowiedziemy swojej racji, wówczas KIO wymusza na GDDKiA zmianę i obciążamy skarb państwa tą kwotą. Jeśli nie nam się nie uda, koszty muszą ponieść przedsiębiorcy no i pozostaje bolący ich problem. To bardzo drogi i czasochłonny dialog. Uważam, że traktowanie KIO jako pośrednika pomiędzy stronami tego procesu to obłąkana metoda i prowadzi do końca mapy – dalej są już tylko smoki.
Problematyka procesów inwestycyjnych będzie poruszana podczas II Kongresu Infrastruktury Polskiej, który odbędzie się 5 listopada br. w Krakowie. Więcej informacji wkrótce na stronie TOR Konferencje. Organizatorem jest Stowarzyszenie Inicjatywa dla Infrastruktury.