Polski rynek zamówień publicznych jest nadmiernie otwarty dla firm spoza Unii Europejskiej i NATO – od dawna wskazują wykonawcy budowlani. W jednym z przetargów takie konsorcjum powstało z udziałem kontrolowanej przez państwo Trakcji. – To bulwersujące – ocenia przedstawiciel Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa.
– W ostatnich dniach doszło do bulwersującej – w mojej ocenie – sytuacji. Oto kontrolowana przez państwo giełdowa Trakcja złożyła ofertę na zaprojektowanie i budowę odcinka drogi ekspresowej S11 Oborniki – Poznań razem z turecką firmą Dogus Insaat Ve Ticaret. Jest to dla mnie o tyle niezrozumiałe, że od wielu miesięcy jako PZPB spotykamy się z pełną akceptacją przedstawicieli władzy centralnej co do konieczności uszczelnienia rodzimego rynku zamówień publicznych przed egzotycznymi podmiotami spoza UE, które wykorzystują nadmierną otwartość polskiego rynku na tle państw regionu – mówi dr Damian Kaźmierczak z Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa (PZPB).
Podkreśla przy tym, że nawet jeśli większość prac budowlanych przy wykonaniu S11 zamierzała realizować polska Trakcja, to z punktu widzenia interesu Polski, postawa spółki zależnej PKP PLK, która wpuszcza tylnymi drzwiami na polski rynek budowlany firmę spoza UE, jest „trudny do wytłumaczenia”.
Mowa o przetargu na projekt i budowę drogi ekspresowej S11 między Obornikami i Poznaniem. Wspomniana polsko-turecka oferta jest najdroższą spośród złożonych propozycji. Konsorcjant z Turcji dotychczas nie wygrał w Polsce drogowego przetargu, choć pojawiał się także w innych, nie tylko drogowych, ale i – ostatnio – dotyczących budowy tramwaju do dworca zachodniego, czy wcześniej budowy metra.
Potrzebne regulacje
– Uważam, że polski rynek zamówień publicznych wymaga pilnego ucywilizowania, by wszystkie podmioty na nim występujące mogły konkurować na tych samych zasadach. Konieczne jest wprowadzenie efektywnych mechanizmów weryfikacji potencjału kadrowego, sprzętowego i finansowego napływających do Polski podmiotów, ponieważ Polska w kolejnych latach pozostanie największym placem budowy w Europie i próby wejścia nowych firm na nasz rynek będą się nasilać. Należy pilnie zmodyfikować absurdalny system potwierdzania kompetencji w zakresie budowy obiektów infrastrukturalnych, który w gruncie rzeczy polega na oświadczeniu jednego z partnerów konsorcjum, że zdobył wymagane doświadczenie na budowach poza Europą – zaznacza przedstawiciel PZPB.
Kaźmierczak uważa także, że należy niezwłocznie zintensyfikować prace nad stworzeniem efektywnego mechanizmu certyfikacji zamówień publicznych, który umożliwiałby państwowym instytucjom eliminowanie z polskiego rynku firm zupełnie niegotowych do realizacji trudnych inwestycji infrastrukturalnych na terytorium naszego kraju.
– Ochrona własnych rynków przed nowymi podmiotami z zewnątrz jest powszechną praktyką we wszystkich państwach Unii Europejskiej, o czym boleśnie przekonują się polskie przedsiębiorstwa, które próbują zdobywać przyczółki na rynkach ościennych. Tutaj zasada wzajemności nie funkcjonuje, a najważniejszy jest interes gospodarczy państwa gospodarza. Uchylając drzwi przed nowymi podmiotami spoza UE, polskie władze wykazują się sporą krótkowzrocznością i ogromną niefrasobliwością. Zgadzam się, że liczna konkurencja pozwala państwu pozornie zaoszczędzić na budowie projektów infrastrukturalnych, ale zupełnie pomijana jest przy tym kwestia jakości wykonania, którą wydaje się bezcenna, jak również ewentualny koszt niedokończonych inwestycji, jeżeli nieprzygotowany podmiot nie będzie w stanie ukończyć budowy na czas. Polski podatnik boleśnie przekonał się o tym w latach 2018-2020, kiedy z kilku budów infrastrukturalnych spektakularnie wyrzucono włoskich wykonawców – przypomina Kaźmierczak.
Nierówna konkurencja wewnętrzna?
Trzeba odnotować, że w branży budowlanej pojawiają się także głosy, że zburzeniem zdrowej konkurencji na krajowym rynku jest również sam fakt, że najwięksi inwestorzy publiczni są właścicielami spółek budowlanych – mowa nie tylko o Trakcji, ale także np.
Torpolu, gdzie udziały posiada spółka CPK. To sytuacja bez precedensu, a podobnych rozwiązań nie ma w innych krajach europejskich – wskazywali niejednokrotnie eksperci.