Wykonawca, który rozpoczyna inwestycję i jej nie kończy, to kłopot nie tylko dla inwestora, lecz także dla społeczeństwa, które czeka na koniec utrudnień związanych z budową. Jak wybierać wykonawców, żeby zachować konkurencję, ale chronić rynek przez firmami nierzetelnymi, a kluczowe inwestycje powierzać firmom z obszaru Unii Europejskiej?
Dla inwestora wyrzucanie nierzetelnych wykonawców z budów jest ostatecznością – przyznają zamawiający publiczni. Zerwanie kontraktu przedłuża realizację procesu inwestycyjnego i związane z nim utrudnienia, dlatego dopóki jest nadzieja na szczęśliwy finał, dopóty zamawiający starają się działać tak, by wykonawca doprowadził inwestycję do końca. – Dzięki takiemu podejściu pomagamy wielu polskim firmom – mówił podczas Kongresu Infrastruktury Polskiej prezes PKP Polskich Linii Kolejowych Ireneusz Merchel.
To punkt widzenia inwestora. Dla wykonawców tego rodzaju podejście to wprowadzanie swoistej nierówności w traktowaniu rożnych podmiotów. – Takie wypowiedzi zachęcają nierzetelne podmioty do nieuczciwych działań – stwierdziła Marita Szustak, prezes Izby Gospodarczej Transportu Lądowego.
– Doszło do kuriozum, w którym dla jednych zasłaniamy się covidem, wojną, inflacją i przedłużamy inwestycje w nieskończoność, a od innych wymagamy terminowości i fachowości. To psuje i niszczy rynek – mówił Artur Popko, prezes firmy Budimex.
Jaka ochrona rynku
Zarówno wykonawcy, jak i zamawiający zgadzają się, że należy dbać o to, by inwestycje infrastrukturalne były realizowane przez wiarygodne firmy, a kluczową sprawą są narzędzia pozwalające weryfikować wykonawców już na etapie składania ofert. To tym bardziej ważne, że o zamówienia w Polsce ubiegają się firmy z odległych krajów, bez doświadczenia w tej części Europy. – Mamy bardzo liberalny rynek, borykamy się z firmami spoza Unii – powiedziała Marita Szustak. Jej zdaniem zamawiający powinni dokładniej weryfikować oferentów z odległych państw. – Jako firmy polskie jesteśmy sprawdzani na każdym etapie postępowania przetargowego. Na podstawie zgłoszeń do dziennika budowy sprawdza się co do dnia, czy nasz kierownik budowy ma odpowiednie doświadczenie – zwróciła uwagę i dodała, że takie same mechanizmy należałoby stosować w odniesieniu do firm spoza Polski. – Mamy narzędzia, tylko z nich nie korzystamy – stwierdziła.
Z tą teza tylko częściowo zgodził się Tomasz Żuchowski, p.o. generalny dyrektor dróg krajowych i autostrad. Przyznał, że narzędzia są, ale mają one swoje ograniczenia. Zamawiający, owszem, może szczegółowo oceniać zasoby ludzkie czy doświadczenie wykonawcy. – To się dzieje – mówił Żuchowski. Jego zdaniem jednak kluczową kwestią jest zastosowanie tej praktyki w stosunku do przedsiębiorców spoza krajów Unii Europejskiej czy NATO. Tu możliwości faktycznego sprawdzenia deklaracji są o wiele mniejsze. Jego zdaniem potrzebne są mechanizm wsparcia zamawiających lub jednostka organizacyjna, która pomagałaby w szybkiej weryfikacji i potwierdzeniu tego, co deklaruje wykonawca, tak żeby nie przedłużać nadmiernie procedury przetargowej. Problem rozbija się bowiem o to, że w praktyce zamawiający bazuje na oświadczeniach wykonawcy. Jeśli nieznany na naszym rynku wykonawca oświadcza, że ma doświadczenie, kadrę i sprzęt zgromadzony na przykład w Azji, to droga dalszej weryfikacji się kończy. – My możemy zadawać pytania i zadajemy je, natomiast jeżeli są oświadczenia firmy: tak, mam potencjał i wiem, jak to zrobić, to nie mamy możliwości, żeby to kwestionować – mówił Tomasz Żuchowski.
– Czy nie powinniśmy sobie wstawić bezpiecznika z punktu widzenia geopolitycznego, z punktu widzenia również ochrony rynku europejskiego, żeby wprowadzając nowe podmioty, nie powodować dezorganizacji na naszym rynku? – pytał Tomasz Żuchowski. Chodzi m.in. o ochronę rynku przed tzw. firmami teczkowymi, które startując w przetargach, oferują dumpingowe ceny, a jeśli wygrają, realizują kontrakty wyłącznie siłami podwykonawców. Jak mówił przedstawiciel publicznego inwestora, jeśli się uda, przedsiębiorcy zyskują formalne doświadczenie na przyszłość, a jeśli nie, to schodzą z budowy, a potem wracają pod inną nazwą.
– To jest na pewno wyzwanie, z którym musimy się zmierzyć legislacyjnie i instytucjonalnie – mówił Żuchowski. Chodzi bowiem także o ochronę rynku strategicznych inwestycji przed wykonawcami z krajów spoza Wspólnoty Europejskiej i NATO.
Czy certyfikacja pomoże?
Czy odpowiedzią na tego rodzaju problemy może być certyfikacja wykonawców? Tu zdania są podzielone. Zdaniem Tomasza Żuchowskiego wzorowana na doświadczeniach innych państw, ale „szyta na miarę” certyfikacja – jest potrzebna. Warunkiem jest jednak jednoczesne zapewnienie konkurencji na rynku. – Inaczej za jakiś czas będziemy mieli powtórkę z lat 2018-2019 –powiedział szef GDDKiA, przypominając kłopoty z kończeniem kontraktów – zwłaszcza drogowych.
Inaczej patrzy na tę sprawę inwestor kolejowy. – My, jako zamawiający, widzimy to jako powrót do betonowania rynku, do zabezpieczenia interesu największych wykonawców – powiedział o koncepcji certyfikowania firm Arnold Bresch, członek zarządu PKP Polskich Linii Kolejowych. – A my chcemy budować potencjał rynku, rozszerzając możliwości mniejszych firm, tak żeby mogły startować w większych przetargach – mówił.
W podobnym tonie wypowiedziała się Marita Szustak, która obawia się, że źle przeprowadzona certyfikacja mogłaby zaburzyć warunki równej konkurencji poprzez uprzywilejowanie większych podmiotów i odebranie mniejszym firmom szansy na rozwijanie potencjału. – Nie mówmy, że certyfikacja jest lekiem na całe zło – stwierdziła, wskazując, że trudno wskazać choćby obiektywne kryteria weryfikacji. – Europa certyfikowała firmy wtedy, kiedy miała boom inwestycyjny. Tam firmy wyrosły, zdążyły się rozwinąć i przyszły do nas. My mamy rynek już zliberalizowany, mamy dużo firm, co będziemy oceniać? Ilu ktoś ma pracowników stricte w Polsce? Ile ma maszyn w Polsce czy na całym świecie? Żebyśmy nie wylali dziecka z kąpielą – przestrzegała.
Systemy certyfikacji funkcjonują m.in. w Niemczech, Czechach czy Słowacji. Certyfikacja to przede wszystkim uporządkowanie rynku i ograniczenie biurokracji – zwrócił uwagę Paweł Wac, prezes Infra Silesia. Stworzenie takiego systemu wymaga jednak bardzo dużej staranności. Wypracowanie mechanizmu, który nie będzie działał w sposób prawidłowy, może spowodować, że część wykonawców zostanie wykluczona albo wręcz odwrotnie – do składania ofert zostaną dopuszczeni wszyscy wykonawcy, w tym tzw. firmy teczkowe.
Jeśli chcemy rozważyć ograniczenie naszego rynku zamówień publicznych dla wykonawców z odległych czy nieprzyjaznych nam państw, musimy wziąć pod uwagę specyfikę rynku europejskiego, na którym obowiązuje m.in. wolność przepływu kapitału i usług – zwracał uwagę Paweł Wac. – To powinny być rozwiązania bardzo dobrze przygotowane – mówił. Łatwo sobie bowiem wyobrazić sytuację, w której podmiot z odległego państwa zakłada spółkę w dowolnym kraju Unii Europejskiej i z minimalnym potencjałem certyfikuje się w Polsce.
Z przygotowywaniem regulacji, które ochronią rynek przed niewiarygodnymi podmiotami z odległych państw nie musimy sobie radzić sami, przekonywał z kolei Konrad Popławski z Ośrodka Studiów Wschodnich. Zachęcał do aktywności i zgłaszania propozycji w tym zakresie na forum Unii Europejskiej. Jak mówił, Polska nie musi być jedynie biorcą, może być także współtwórcą dyrektyw, kształtując politykę wobec krajów trzecich.
Wiadomo, że przy Ministerstwie Rozwoju i Technologii powstał zespół, który pracuje nad utworzeniem systemu certyfikacji. Rząd zapowiedział przyjęcie regulacji w tej sprawie w ostatnim kwartale tego roku. Problem jednak w tym, że wypadnie to już najpewniej po wyborach parlamentarnych, co oznacza, że plan może nie zostać zrealizowany.
Tekst pochodzi z naszego miesięcznika Rynek Kolejowy. Zachęcamy do prenumeraty!