Gorącym tematem w branży budowlanej pozostaje waloryzacja trwających kontraktów. Zamawiający sugerują jednak, że dobre wyniki finansowe wykonawców oraz niskie oferty w kolejnych przetargach wytrącają argumenty na rzecz dalszego zwiększania wynagrodzeń. Branża odpowiada: wyniki są historyczne, a wykonawcy obniżają ceny, bo realnie oceniają sytuację i się boją zapaści na rynku zamówień publicznych.
Waloryzacja była jednym z głównych tematów niedawnego Kongresu Infrastruktury Polskiej. Branża budowlana zaapelowała – po analizie obecnie toczących się kontraktów – by
podnieść limity waloryzacyjne z 10 do 20%. – Część analizowanych przez nas kontraktów ma wykorzystane limity waloryzacyjne. Dbanie o to, żeby firmy się rozwijały, wymaga rzetelnego płacenia za wykonane usługi – zauważała Barbara Dzieciuchowicz, prezes Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Drogownictwa.
Bardzo dobre wyniki pomimo inflacji
Reprezentanci zamawiających podkreślali, że zwiększenie limitów waloryzacji pociąga za sobą konieczność wygospodarowania i zabezpieczenia dodatkowych środków, nawet jeśli pełny procent waloryzacji nie zostanie wykorzystany (ciekawym przykładem jest niedawny przetarg ZTM Warszawa na usługi przewozowe: zamawiający doliczył do złożonej oferty możliwą, 10% waloryzację i uznał, że nie jest w stanie wyłożyć takich funduszy –
postępowanie zostało unieważnione).
Zwiększenie progów, jak zdali się sugerować przedstawiciele największych inwestorów publicznych, wymaga więc dodatkowych argumentów. Tymczasem obecna sytuacja dostarcza raczej kontrargumentów. – Gdybyśmy temat waloryzacji zderzyli wynikami spółek wykonawczych, które są publikowane np. na Giełdzie Papierów Wartościowych, to okazuje się, że ten taki strasznie trudny, bolesny rok okazał się dla wykonawców paradoksalnie jednym z najlepszych. W maju i czerwcu była rozpacz – obawy o spektakularne upadki, brak chętnych do realizacji inwestycji. Zamknęliśmy rok, okazało się, że świat się nie skończył, a firmy pokazują rekordowe wyniki. Musimy więc obiektywnie spojrzeć na drugą stronę medalu – dodawał Radosław Celiński, członek zarządu PKP PLK.
Takiemu podejściu sprzeciwiała się jednak branża finansowa. – Wyniki finansowe to historia – liczby, które widzimy obecne, wynikają z kontraktów, które zostały zawarte kilka lat temu, a nie z obecnej sytuacji i z obecnych realizowanych kontraktów, wykonywanych przy innej dynamice cen. Obecna sytuacja dopiero będzie odzwierciedlona – widać to już w pogarszających się sprawozdaniach śródrocznych. Będzie tylko gorzej – przekonywała Anna Łopaciuk, dyrektor programu infrastruktura w Banku Gospodarstwa Krajowego.
Celiński wstrzymał się z prognozami o ocenę tego roku, ale jednocześnie przekonywał, że wynik już dają pewien pozytywny obraz sytuacji. – Oczywiście to pewna historia, ale zostały one zrobione w danym roku, na danych dokumentach, w danych cenach – wskazywał członek zarządu PKP PLK.
Oferty wracają do cen sprzed pandemii
Przedstawicielka GDDKiA zwróciła z kolei uwagę na wysokość składanych ofert w obecnie toczących się przetargach. – W tej chwili otrzymujemy w postępowaniach przetargowych oferty, które zbliżają się do cen z 2019 r. – czyli sprzed dwóch nadzwyczajnych czynników (pandemia i wojna w Ukrainie), które były głównym uzasadnieniem zwiększenia limitów waloryzacyjnych. To nie sprzyja rozmowom, nawet jeśli widzimy, że limity waloryzacyjne są niewystarczające – podkreślała Anna Mróz, dyrektor departamentu budżetu i projektów UE w GDDKiA.
Z taką argumentacją nie zgadzała się jednak branża, która zwracała uwagę, że niskie oferty wcale nie wynikają z dobrej kondycji rynku. – Sytuacja, którą teraz mamy, absolutnie nie pozwala na bezpieczne patrzenie w przyszłość. Jesteśmy pomiędzy perspektywami unijnymi, Krajowy Plan Odbudowy nie jest uruchomiony, jest w ogóle duża niepewność, jeżeli chodzi o fundusze unijne z nowej perspektywy. Przedsiębiorcy, którzy inwestują własne pieniądze, prowadząc biznesy, muszą liczyć się z tym, że tych przetargów będzie mniej – oponowała Barbara Dzieciuchowicz, prezes Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Drogownictwa. Wskazywała tutaj także na samorządy, którym kurczą się środki na inwestycje. – Wszyscy przedsiębiorcy żyjący w Polsce widzą, co się dzieje i realnie oceniają sytuację. Jest duża nerwowość i każdy chce sobie zapewnić jak największy portfel kontraktów. To nie jest tak, że wykonawcy świadomie obniżają ceny, bo tyle zarobili – po prostu się boją – wskazywała Dzieciuchowicz. Jak dodawała, firmy w ostatnich latach rozwijały się i teraz wyzwaniem jest utrzymanie tego potencjału.