W drugim kwartale tego roku rząd planuje przyjąć projekt ustawy o certyfikacji wykonawców zamówień publicznych. Certyfikat będzie potwierdzał spełnienie przez wykonawcę warunków formalnych. Nie będzie natomiast świadectwem rzetelności danego przedsiębiorcy.
Wraca temat certyfikacji wykonawców. Rząd w drugi kwartale tego roku planuje przyjąć projekt ustawy w tej sprawie. Ma to być certyfikacja, która uprości formalności związane z uzyskiwaniem zamówienia publicznego.
W myśl szykowanych przepisów, certyfikacja ma być potwierdzeniem, że wobec danego wykonawcy nie zachodzą podstawy wykluczenia z postępowania o udzielenie zamówienia publicznego lub że posiada on zdolności i zasoby niezbędne do realizacji określonego zamówienia. Na potrzeby certyfikacji zamówienia mają być podzielone na kategorie, dla których będą wydawane certyfikaty.
Z certyfikacji mają mieć możliwość korzystania wykonawcy z Polski oraz innych krajów Unii europejskiej.
Wykonawca, który zdecyduje się na uzyskanie certyfikatu (ma to być proces fakultatywny) będzie mógł się nim posługiwać na potrzeby różnych postępowań o udzielenie zamówienia, bez potrzeby każdorazowego gromadzenia i składania dokumentów oraz oświadczeń. Certyfikat będzie zastępował te dokumenty.
Z punktu widzenia zamawiającego certyfikacja ma usprawnić proces weryfikacji podmiotowej wykonawców i tym samym skrócić czas trwania postępowania.
Niezależnie od procesu certyfikacji, dla tych, którzy do niego nie przystąpią, nadal będzie istniała możliwość posługiwania się oświadczeniami odrębnie dla każdego przetargu.
Certyfikaty mają być wydawane przez akredytowane jednostki certyfikujące na okres od 1 do 3 lat.
Propozycje przepisów dotyczących certyfikacji wykonawców
zostały przedstawione do konsultacji latem ub. roku, jeszcze w poprzedniej kadencji rządu.
Przedstawiciele branży zwracali uwagę, że certyfikaty w proponowanym kształcie będą jedynie ograniczeniem „papierologii”. Tymczasem w środowisku od lat toczyły się dyskusje o wprowadzeniu certyfikatów, które byłyby swoistym potwierdzeniem jakości wykonawcy. Przypomnijmy, pomysł wyszedł z Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych, która bazując na doświadczeniach z przetargów drogowych widziała uzasadnienie dla swoistego premiowania wykonawców, którzy rzetelnie wywiązują się z realizacji zamówień publicznych.
Wykonawcy zwracali także uwagę, że certyfikacja powinna być elementem ochrony rynku przed nierzetelnymi wykonawcami spoza Unii Europejskiej, na wzór rozwiązań, które funkcjonują na rynkach ościennych. – Wychodząc poza granice Polski widzimy jak kraje ościenne bronią swojego rynku, w jaki sposób faworyzują, czy też lepiej oceniają lokalne firmy – mówi Artur Popko, prezes Budimeksu. – Próbujemy przekonać zamawiających, widząc to, co ma miejsce na rynku niemieckim, czeskim czy też łotewskim chcielibyśmy zabiegać o to, żeby nie tylko kryterium ceny było warunkiem wyboru wykonawcy – powiedział podczas konferencji prasowej podsumowującej wyniki finansowe za rok 2023.
Jak powiedział, Polska jest największym placem budowy w Europie, jednocześnie ma bardzo otwarty rynek. – Wiele firm, które przychodzą tutaj z różnych rynków nie zna polskich przepisów, albo też nie do końca zna realia, które są związane z realizacją kontraktów – mówił Artur Popko. – Uważam, że ta certyfikacja, czyli ten proces, który my przechodzimy w tej chwili na rynku niemieckim i czeskim to jest czas, kiedy firma mają możliwość zapoznania się z wymaganiami, które ma wymagający – stwierdza Artur Popko.
Zdobywanie certyfikatu orze Budimex na rynku niemieckim trwało dwa lata. Co ciekawe, raz wydany certyfikat wykonawca może stracić. – My ten certyfikat otrzymaliśmy i przez pół roku nie odważyliśmy się złożyć żadnej oferty, bo w momencie gdybyśmy rozpoczęli te prace, a zamawiający by stwierdził, że nie jesteśmy do tego przygotowani, to cofa nam certyfikat – mówi Artur Popko.
- Nie ma możliwości, żeby firma została dopuszczona do realizacji nie mając własnych zasobów. Musieliśmy zainwestować w sprzęt, w wykształcenie ludzi, w odpowiednią znajomością języka. Na taki „pakiet startowy” wydaliśmy 6 mln zł, nie licząc sprzętu – wyjaśnia Maciej Olek, członek zarządu odpowiedzialny za sektor kolejowy w Budimeksie. – Certyfikacja ma doprowadzić do realizowania projektów przez firmy, które mają zasoby do realizacji tego projektu tu i teraz – powiedział. Tymczasem w Polsce, jak mówił, firma, która ma park maszynowy, pracowników i doświadczenie na rynku rywalizuje z taką, która dysponuje jedynie „teczką” i referencjami z rynków azjatyckich. – Szeroko pojęta certyfikacja z uwzględnieniem zasobów jakie firma posiada na danym rynku, dedykowanych do realizacji konkretnych projektów może zmienić tę sytuację mówi Maciej Olek.